niedziela, 23 lutego 2014

8: "A year(s) have passed since I wrote my note".


Piątek, 12 stycznia 2002 r.
   Nareszcie weekend. Nie powinnam narzekać, prawda? W końcu do szkoły chodziłam zaledwie trzy dni. Niestety zaległości i prace szybko pozbawił mnie jakiegokolwiek entuzjazmu i chęci do działania. Wczoraj poprosiłam kilka przypadkowych osób z klasy, czy nie pożyczyliby mi notatek z francuskiego i geografii - przedmiotów, które muszę nadrobić. Niestety dali mi do zrozumienia, że nie zrobią tego, nawet gdybym im za to zapłaciła Poprosiłabym o nie chłopaka, który na każdej lekcji siedzi w pierwszej ławce, sumiennie notuje to, co mówi nauczyciel i z pewnością jest najlepszym uczniem w klasie, jeśli nie w szkole, ale obawiam się, że nie mogłabym się go potem pozbyć. Nie potrzebuję dodatkowego problemu. O ile nauczyciel francuskiego poszedł mi na rękę i wręczył kilkanaście kserokopii, o tyle nauczycielka geografii uznała, że jeśli nie poradzę sobie z notatkami to nie będę zaradna w życiu. Studiowała geologię i na pierwszy rzut oka widać, że o wiele lepiej czułaby się w dłoni z toporkiem, niż kredą. Że też tacy ludzie na siłę zostają potem nauczycielami.
   Drodzy koledzy i koleżanki nie potrzebuję waszego towarzystwa i aprobaty. Wystarczy mi podłoga pomiędzy szafkami w piwnicy. Przynajmniej nie muszę oglądać, jak wystawiacie mnie na pośmiewisko, a przy okazji mam spokój. W ostatnim czasie dzięki takiemu sposobowi na przetrwania przerw udało mi się naszkicować kilka całkiem fajnych rzeczy. Kto wie, może w wolnym czasie przerysuję je na płótno i pokryję akwarelami.
Akwarele...
Malowanie...
Mike...
Jeszcze z nim nie rozmawiałam, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. W poniedziałek zespół zjeżdża do domu. Nie ma sensu, żebym dalej go zwodziła. Wystarczy, że wyrzuty sumienia gryzą mnie coraz bardziej. Mike rozmawia ze mną codziennie. Im więcej dni mija od mojego wyjazdu, tym częściej do mnie dzwoni, a ja z bólem serca udaję, że wszystko jest w najlepszym porządku.

   Z busa wyszli Rob z Chesterem, który wyglądał, jak siedem nieszczęść - z daleka było widać, że intensywna trasa bardzo go wymęczyła.
- Cześć Sam - żona przytuliła go, czule całując. Miło było patrzeć na taki obrazek.
- Mel...? - Mike położył dłonie na jej ramionach, zaskakując. Odwróciła się, a on przytulił ją mocno - Mam 15 minut, żeby nacieszyć się tobą za wszystkie czasy. Opowiadaj...

Wszystko działo się tak szybko.

   Wzięła głęboki oddech i wyrzuciła z siebie:
- Mike, musimy porozmawiać - Phoenix spojrzał się w jej stronę stojąc we wejściu busa i już wiedział, o co chodzi.
- Co się stało? Jesteś jakaś nieswoja - był tak pogodny, taki kochany. Nie chciała zrobić mu przykrości, ale jeśli powiedziało się A, trzeba powiedzieć też B
- Ja... najlepiej będzie, jeśli zerwiemy ze sobą kontakt na tyle, na ile to możliwe
-  Mel... ale... dlaczego? - był zdezorientowany i zaskoczony.
- Zrobiłam coś głupiego, kiedy byłam z wami w trasie i przez to wszystko zaprzepaściłam, rozumiesz?
- Ale dlaczego tak mówisz? Ja... naprawdę mi na tobie zależy. Nie mów tak...
- Całowałam się z młodym Wayem - wstrzymała oddech - Uważam, że powinieneś to wiedzieć
- Dlatego wróciłaś do domu wcześniej? - nie była w stanie odgadnąć wyrazu jego twarzy.
- Tak było lepiej dla wszystkich. Wy skończyliście trasę, a mi minął kac moralny
- Czemu nie powiedziałaś nic wcześniej?
- Uznaliśmy, że tak będzie lepiej
- "Wy"? Kto jeszcze o tym wiedział, Chester?
- I Dave. Nakrył nas za pierwszym razem
- To było ich więcej? - nadal spokój go nie opuszczał. Po prostu analizował kolejno napływające informacje. Jego opanowanie było przerażające.
 - Mike, czy to ważne?
- Nie... po prostu jestem ciekaw, ale jeśli cię to krępuje...

   Myślałam, że się przesłyszałam. To, co widziałam totalnie zaprzeczało temu, co sądził.  Czekoladowe oczy pozostawały smutne, natomiast on mówił, że jest "ciekaw" tego, ile razy całowałam się z innym, po tym, gdy w busie... To brzmi, jak wątek miłosny z serialu dla nastolatek. Drobna różnica polega na tym, że sprawa dotyczy mnie i odgrywa się w realnym życiu. Zaraz po naszej krótkiej wymianie zdań kierowca zarządził, że reszta zespołu musi już jechać. Nie było ciepłych uścisków  tylko krótkie grzecznościowe  "cześć".
Z Chesterem przywitałam się w domu. Wydaje mi się, że nie jest na mnie już taki wściekły. Dopytywał się, jak idzie mi w szkole, czy mam już jakiś przyjaciół, co planuję na swoją osiemnastkę i czy Sam dostatecznie się oszczędza. No właśnie moja osiemnastka...






 Środa, 20 luty 2005 r.
   Nie mogę uwierzyć w to, że tak brzmiał mój ostatni wpis... Dużo od tego czasu się zmieniło. Przede wszystkim nieszczęsna osiemnastka już za mną. Prawie 3 lata temu, 19-go kwietnia, siedzieliśmy z Chesterem, Samanthą i całym Linkin Park w naszym ogrodzie. Jak na ten czas było niezwykle upalnie, co doskwierało najbardziej ciężarnej Sam, która na dniach miała urodzić Draven'a:
- Pewnie nie tak wyobrażałaś sobie tę imprezę? - Joe przekomarzał się z nią, że tak naprawdę udaje przed swoim bratem grzeczną dziewczynę, a najchętniej wpadłaby w dzikie tango z przypadkowymi chłopcami i upiła się do nieprzytomności. 
- Jest dokładnie tak, jak chciałam. Założę się, że gdyby było inaczej Chester i Sam stanęliby na głowie, by spełnić moje marzenie
- A propos marzeń, kochana. My tu gadu, gadu a ty nie dostałaś jeszcze prezentu! - Rob w imieniu Dave'a, Mike'a i Joe wręczył jej małe, granatowe pudełeczko przewiązane czerwoną wstążką.
- Hm... co to może być... - potrząsnęła nim delikatnie upewniając się, że w taki sposób tego nie zepsuję. Coś zabrzęczało wewnątrz, przypominając na myśl... klucze. Z niecierpliwością zaczęła rozwijać kokardkę i jej oczom ukazały się faktycznie kluczyki... samochodowe! Szczęka opadła dziewczynie do samej ziemi.
- Dlatego nie daliśmy wypić ci toastu, byś mogła od razu wypróbować swoje cacuszko. Przyznam szczerze, że z bólem serca patrzyłem, jak chłopaki wybierali dla ciebie najnowszy model Forda... naprawdę szkoda samochodu - Dave otrzymał w tym momencie porządną stójkę w bok od Shinody - No dobra, niech ci się dobrze prowadzi!
- Ale samochód? Przecież to za dużo...
- Jesteśmy, jak jedna wielka rodzina, a rodzina daje sobie czasami w prezencie auta, nie?
- Nie zastanawiaj się teraz nad tym, tylko idź się przejechać
- A haczyk? - uniosła podejrzliwie brwi - Wbudowany ogranicznik prędkości do 40 km/h? Wiem! A może auto stoi na lawecie i to ktoś inny będzie kierować za mnie?
- Nie przeginaj, bo się rozmyślę - zawołał Chester, a Mel już bez żadnych wątpliwości pognała do garażu. Był idealny! Biały, w opływowym kształcie - taki o jakim marzyła. Prowadził się jeszcze lepiej, niż mogłoby się zdawać. 
  Z uśmiechem na twarzy wykonała ostatni manewr, parkując przed domem. Bawiła się znakomicie! Zamknęła auto i potruchtała z powrotem do ogrodu, ale nie zastała tam siedzącego i roześmianego grona bliskich mi osób. Tylko Rob opierał się o drzewo i palił papierosa.
- A gdzie wszystkich wygnało? Będzie padać? - spojrzała na bezchmurne niebo.
- Jesteś już! - poderwał się, jakby ktoś wyrwał go z transu - Słuchaj, musisz odwieść Sam do szpitala. Wszyscy jesteśmy po kilku głębszych i nie możemy siąść za kółkiem, a taksówka przebije się przez korki za dwie godziny.
- Ale co się stało, Rob? - przeraziła się nie na żarty.
- Zaczęła rodzić! - jak na zawołanie z domu wybiegł Chester.
- Mel, musisz...
- Wiem! Zaparkowałam przed domem, zaraz przy wejściu. Pomóc wam ją wyprowadzić?
- Nie, damy sobie radę. Jesteś pewna, że dasz radę prowadzić?
- Chester, a mam inne wyjście? Karetka nie przyjedzie do nikogo w pierwszej fazie porodu. Poza tym jeździ mi się świetnie. Jeśli będziesz czuć się pewniej, możesz usiąść z przodu...

   Tak też się stało. Przez całą drogę Chazz popędzał mnie, uspokajając jednocześnie Sam, kiedy dostawała kolejnych skurczy. Nigdy nie zapomnę mojej pierwszej poważnej jazdy własnym autem. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, dojechaliśmy na czas, nie rozbiliśmy się na najbliższym zakręcie, a Draven urodził się dwie godziny później cały i zdrowy. Niecałe pół roku po tych wydarzeniach dostałam się na wymarzone studia w Los Angeles. Uczę się na dwóch kierunkach: makijażu i wizażu oraz sztuce współczesnej (ze szczególnym naciskiem na komiks i inne formy wyrażania sztuki). Przyznam, że na początku było naprawdę ciężko. Po raz kolejny w swoim krótkim życiu byłam nowa, wyobcowana, pozostawiona na pastwę losu i daleko od swoich bliskich. Całe szczeście, że był Mike, który na stałę mieszka w Mieście Aniołów. Chester poprosił go, jako przyjaciela, by ten doglądał, czy niczego mie nie potrzeba. Po pewnym czasie zżyliśmy się tak bardzo, że staliśmy się bliskimi przyjaciółmi. Pomimo tego, co zrobiłam mu trzy lata wcześniej, z perspektywy czasu widzę, że przyczyniło się to do naszego późniejszego zaciśnienia więzi. Oboje wiemy, że jesteśmy i będziemy tylko przyjaciółmi i oboje liczymy niestety na coś więcej.

- Mike, mógłbyś zajrzeć do Melisy? - Samantha rzadko kiedy dzwoniła do Shinody z jakąś prośbą. To przyjaciel Chazza, nie jej - Wydaje mi się, że coś jest nie w porządku...
- Jasne, nie ma sprawy. Sam, mogę cię o coś zapytać? Czemu nie poprosisz o to Chestera?  Ostatnio nocował kilkakrotnie w mieście mimo, iż mógł już wracać do Phoenix.
- Mamy pewne... problemy. To nie jest rozmowa na telefon. Proszę cię o to, bo masz z Mel niesamowity kontakt i przed tobą otworzy się bardziej, niż przed swoim narwanym bratem.
- Masz rację, tak będzie lepiej - bez zapowiedzi odwiedził dziewczynę w jej pokoju na terenie miasteczka studenckiego. Nie była w najlepszej formie. Zwykle nawet, gdy cały dzień zostawała w domu używała delikatnego makijażu.
- Mike? Coś się stało? - ziewnęła, przecierając oczy. 
- Nie powinnaś o tej porze być na warsztatach? - zapytał.
- Pilnujesz mnie, jak małe dziecko?
- Najwyraźniej jest taka potrzeba. Co się dzieje? - wszedł do środka i ogarnął wzrokiem panujący bałagan - Mel, co tu się stało? Huragan? Tornado? Dlaczego twoje prace leżą podarte na podłodze?! - unikała jego wzroku - Meliso! - złapał ją za ramiona.
- Nie mam już siły! Nie chcę tego wszystkiego!
- Ktoś ci coś powiedział? Dlaczego tak myślisz? - usiedli na kanapie.
- Nie widzę w tym wszystkim sensu! Najlepiej położyłabym się do łóżka i nigdy więcej się nie obudziła
- Przestań Mel! - wstrząsnął jej wiotką sylwetką - Nigdy więcej tak nie mów!

   Przez resztą dnia, Mike starał się wsadzić mi do głowy, że jestem wartościowym człowiekiem a to, co robię ma sens. Pomógł mi posprzątać, a nawet ugotowaliśmy wspólnie kolację. Będę mu za to dozgonnie wdzięczna. Pomógł mi w momencie, kiedy mogłam się wznieść wyżej lub upaść i już nie podnieść. Psychika człowieka jest tak zagmatwana, że nawet specjaliści nie są w stanie do końca jej rozgryźć.  Jednego dnia może być wspaniale; możemy unosić się trzy metry nad ziemią i marzyć. Drugiego natomiast wszystko może się skończyć i pozostanie nam tylko szara rzeczywistość, która przytłoczy nas wtedy znacznie bardziej.

5 komentarzy:

  1. Było tak pięknie już... a tu depresja. Co ty planujesz dla Melisy, no?
    Prorocze myśli drą się wręcz w mojej głowie, przekrzykując Given Up - "żadnego samobójstwa, żadnego psychiatryka, wszystko, tylko nie to"... Czemu takie problemy tak muszą oddziaływać na człowieka?
    Psychologia tych postaci zawsze będzie mnie zaskakiwała. No cóż, jedno wielkie wow.
    Powiem więcej: boskie auto, ale Rob wydaje mi się jakimś takim strasznym odlidkiem społecznym... albo i nie, ale to już sama wiesz po naszych dyskusjach.
    Było bosko, weny, czekam na rozwój wypadków :*
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. myslalam, ze sie nie doczekam! Jak zawsze zajebiscie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, nagły przeskok w czasie mnie zaskoczył. Tak nagle :P Co do Mel to ciekawa jestem co wpłynęło na jej zachowanie. Ale podejrzewam, że Mike temu zaradzi. :)

    Przy okazji zapraszam do siebie, dopiero pojawił się prolog, ale jeśli masz ochotę to zapraszam.
    http://close-to-something-real.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz ty jeszcze ? :(
    Nie rezygnuj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety już nie :( Nie usunęłam bloga tylko dlatego, że troszkę rozdziałów tutaj już mam i szkoda by było. Jeśli masz ochotę poczytać cokolwiek moje autorstwa to masz okazję na: nightrain-to-sunset-strip.blogspot.com, lub w dalszej nieokreślonej przyszłości na 1203-miles.blogspot.com, który być może będzie odwieszony. Ale fajnie, że jeszcze pamiętasz, że był taki blog, jak road-to... :)

      Usuń