Naprawdę szczerze wątpiłam w to, że wyrobię się z rozdziałami na Nightraina i tutaj, ale jednak jestem z kolejną porcją bzdur dla was :)
- Hej Myiu – w studio już od rana siedziało dwóch członków
zespołu. Pracoholik Mike i wiecznie rysujący coś Hahn.
- To co dzisiaj robimy? Nagrywamy wokal do What I’ve done?
- Taa – przytaknął Mike. Był nieco… niemrawy? Chesterowi
chyba nic nie potrafiło dzisiaj zepsuć humoru. Powiem szczerze, że moje serce
radowało się, kiedy widziałam go właśnie takiego. Wszedł do kabiny, zakładając
czerwone słuchawki, robiąc jednocześnie ostatnie poprawki w tekście. Usiadłam obok
Joego, przyglądając cię ogromnemu pająkowi, którego narysował.
- Nie cierpię pająków – burknęłam z obrzydzeniem.
- To tak, jak Chester – zaśmiał się pod nosem, skupiając na
sobie moją uwagę – Sama go zapytaj o, co chodzi.
- Nie wiesz, co się stało Mike’owi? – zapytałam dość bezpośrednio, lecz na tyle cicho by sam
zainteresowany nie domyślił się, że o nim mowa.
- Nie mam pojęcia. Kiedy tu przyszedłem stał przy oknie.
Nawet nie zauważył, że tu jestem – podsumował.
- Fuck! – zaklął Shinoda – Chester, mógłbyś zaśpiewać
jeszcze raz?
- Serio? Żartujesz sobie?!
- Przecież mówię, że nie! Nie zarejestrowało się! – warknął
- Może dlatego, że szanowny pan Shinoda stroi dzisiaj fochy?
– Mike zmroził go spojrzeniem – Dobra – syknął Bennington i zabrał się za utwór
od początku. Zaśpiewał swoje i przyszedł do nas, odsłuchując zarejestrowane dźwięki
- Spike, o co chodzi? – rzucił Chester.
- Musiało się coś stać?! Niby po czym tak sądzisz?! – zerwał
się z krzesła i wyszedł z pomieszczenia zderzając się z Bradem i Phoenixem.
- Co ja takiego powiedziałem? – Na twarzy Chestera malował
się lekki szok.
- Idź za nim – syknęłam.
- Skoro wyszedł, to chce być sam…
- Ah… mężczyźni – rzuciłam pod nosem i wyszłam za nim.
Osoba, która chce być sama, zwykle najbardziej potrzebuje towarzystwa. Siedział
na parapecie, wpatrując się bez celu w jadące ulicą samochody.
- Co się stało? – szepnęłam. Nie odzywał się. Podeszłam
bliżej i dotknęłam dłonią jego ramienia. Wzdrygnął się.
- Co ty tu…?
- Stoję w tym miejscu od minuty – spojrzał na moją dłoń,
lecz po chwili znów odwrócił wzrok…
- Anna i ja będziemy mieli dziecko – oznajmił.
- Nie powinieneś się cieszyć?
- Cieszę się… Na swój sposób.
- Więc w czym jest problem? – dopytywałam.
- Ja i Anna… coś się między nami wypaliło… Nie wiem, co mam
zrobić. Ten cholerny mętlik w głowie – wczepił palce w swoje włosy – Z jednej
strony bardzo chcę mieć rodzinę. Pragnę uczestniczyć w życiu tego dziecka. Z
drugiej strony nie chcę skrzywdzić swojej żony dając jej złudne nadzieje na to,
że wszystko się między nami ułoży.
- To trudna sytuacja, ale jedno nie wyklucza drugiego. Nikt
nie zabroni ci być ojcem – milczeliśmy chwilę – Myślę, że powinieneś
porozmawiać z Chesterem. On jest twoim wieloletnim przyjacielem – odetchnął
głęboko i poszedł w stronę drzwi wejściowych do studia.
- Rozmawiałeś z Shinodą? – siedzieliśmy z Chazzy’m w aucie.
- Tak. Naprawdę jest w trudnej sytuacji. Moja nie co się od
niej różni. To Samantha chciała rozwodu i ograniczyła mi kontakt z dzieciakami,
nie odwrotnie. Mike doskonale wie, co może zyskać, a co stracić i naprawdę w
tym momencie, nikt nie może pomóc mu lepiej, niż on sam.
- Opowiedz mi o nich – chłopak zerknął na mnie, nie
spuszczając wzroku z drogi – O swoich dzieciach.
- Nie myślałem, że będziesz chciała… - napotkał moją
naburmuszoną minę – Jamie ma 14 lat, a Draven 4 (Wiem, że Jamie nie jest synem
Samanthy, ale to opowiadanie, fikcja, można zmienić, co tylko się chce :P
przyp. Aut.). Starszy próbuje swoich sił grając w kosza. Jest całkiem niezły,
natomiast młodszy jest moim prywatnym malarzem – zaśmiał się – Myślałem o tym,
by zabrać ich na weekend na Florydę, gdy tylko będę mógł się z nimi spotkać.
Wiesz, Disneyland, te sprawy…
- Jak długo ich nie widziałeś? Jeśli oczywiście mogę…
- 3 miesiące – odpowiedział krótko, zaciskając mocniej
dłonie na kierownicy – Nie licząc oczywiście jednego ze szkolnych meczy.
- Już niedługo… - starałam się go jakoś pocieszyć, chodź nie
byłam w tym najlepsza.
- Wiem – uśmiechnął się krzywo.
- Wejdziesz? – zapytałam Benningtona. Opierałam się plecami
o drzwi samochodu. Chester trzymał swoje ręce po obu stronach moich bioder.
- W zasadzie mam jeszcze godzinkę zanim przyjedzie gość od
basenu.
- Masz basen?
- W drugiej części ogrodu, której jeszcze nie widziałaś.
Niedługo ci go pokażę, ale nie jest jeszcze w pełni gotowy – powiedział tajemniczo.
- Okej… - uniosłam lekko kąciki ust. Musnął ustami moje
wargi – Chodźmy do domu – szepnęłam, przygryzając płatek jego ucha.
- Trzasnęliśmy wejściowymi drzwiami, aż obrazek wiszący na
ściance obok, mocno zadrżał. Po remoncie w całym domu wisiało mnóstwo
niezwykłych obrazów, które dostałam w prezencie od Joego, Chestera i Mike’a.
Rzuciłam torebkę na szafkę. Razem z Benningtonem zdjęliśmy buty i weszliśmy na
górę. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Bardzo szybko
znaleźliśmy się w łóżku. Zmysłowe pieszczoty, ciepło ciał , świadomość tego, że
jesteśmy tak blisko siebie, bicie naszych serc wypełniające całą sypialnię i
niesamowita rozkosz.
Oddychałam ciężko, słysząc szybkie dyszenie Chestera.
- Masz ochotę na powtórkę? – zachichotał.
- A koleś od basenu?
- Poczeka – znowu złączył nasze usta.
Chester zostawił mnie
w łóżku i pojechał do domu. Zdrzemnęłam się, czując na poduszce jego zapach.
Ocknęłam się, gdy było już ciemno. Dochodziła 22. Wiedziałam, że tak szybko nie
zasnę. Wzięłam prysznic i zrobiłam sobie
herbaty. Zabrałam z kanapy koc i usiadłam na werandzie. Lubiłam to miejsce.
Ukrywałam się zawsze za gęstym, zielonym bluszczem, który odgradzał mnie od
reszty świata. Gdy byłam małym dzieckiem bawiłam się tu zabawkami, rysowałam
lub słuchałam czytanych przez mamę bajek. Wiedziałam, że nikt mnie tu nie może
zobaczyć, za to ja obserwowałam cały świat. Cisza wszechobecna i momentami
przerażająca. Cisza przed burzą.
Pisk opon. Szum pędzących aut. Niesamowity hałas ich
silników i strzał. Jeden, a potem cała seria. Skuliłam się pomiędzy stolikiem,
a ławką. Już raz przeżyłam taką akcję. Byłam wtedy z mamą w lesie. Najwyraźniej
ktoś załatwiał swoje porachunki. Mama nakryła
mnie swoim ciałem i kucnęła przy drzewie, zasłaniając mi oczy. Całe szczęście
nie widziałam, co tam się wtedy stało.
Pisk opon i kolejny strzał. Tym razem tylko w oddali.
Jeszcze chwila i cisza. Znów tak przerażająca. Ktoś zapalił światło w sąsiednim
domu i wyszedł na schody. Wiedziałam, że już po wszystkim. Wróciłam do domu nie
zawracając sobie głowy zebraniem z werandy rzeczy, które tam zostawiłam.
Ring, ring. Telefon. Knock, knock. Stukanie do drzwi.
Przetarłam oczy i na wpół przytomna odebrałam komórkę, szukając jednocześnie butów.
- Mia? Dziewczyno, czemu nie odbierasz telefonu?!
- Hm… niech pomyślę, śpię?
- Gdzie? – dopytywał stanowczo.
- W domu… - nie rozumiałam jego zdenerwowania.
- W takim razie czemu nie otwierasz drzwi ?!
- Heeej, spokojnie. Chcesz mi je wyważyć? Daj mi zejść na
dół – schodziłam ostrożnie po schodach, starając się nie wywrócić na ich śliskich,
polakierowanych krawędziach.
- Zadowolony? – stanęłam z nim twarzą w twarz, z hukiem
otwierając drzwi.
- Nawet nie wiesz, jak się martwiłem – przytulił mnie mocno.
- Mogę wiedzieć dlaczego?
- Tu była strzelanina. Nie wiedziałaś?
-Cos obiło mi się o uszy – zmarkotniałam. Zdecydowałam się ominąć kilka szczegółów z tego, że
siedziałam akurat na dworze, kilka metrów od latających w powietrzu kul.
- W sąsiedztwie pociski wybiły kilka szyb, koleś, który był
ścigany rozbił się śmiertelnie na pobliskim zakręcie. Całą droga jest
zamknięta, a ty tak po prostu sobie śpisz? Boże – ścisnął mnie jeszcze mocniej.
- Udusisz mnie – szepnęłam.
- Dziś nocujesz u mnie. Chcę być pewien, że jesteś
bezpieczna – czułam jego ciepły oddech na swojej szyi.
- A pokażesz mi swój „Tajemniczy Ogród”?
- To naprawdę nie jest śmieszne. Myślałem, że pozabijam
wszystkich po drodze, jadąc tu do ciebie – zrobił poważną minę.
- Wiem – spuściłam wzrok i delikatnie musnęłam jego usta –
Cieszę się, że jesteś - tak naprawdę
przepłakałam północy. Potrzebowałam go, jak nigdy przedtem. Kolejny dowód na
to, że mogę na nim polegać. Zawsze.
Szkoda mi Mike' a. Musi wybierać ... Ale końcówka najlepsza. Taki kochający Chester ^^ Powinnam się ogarnąć, chociaż " W sąsiedztwie pociski wybiły kilka szyb, koleś, który był ścigany rozbił się śmiertelnie na pobliskim zakręcie. Całą droga jest zamknięta, a ty tak po prostu sobie śpisz?" mnie rozwaliło xD Pozdrawiam i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńMike... Mam nadzieję, że się wszystko ułoży pomiędzy nim a Anną. A Chester: o ja cię nie mogę. Jak widzę, relacja się rozkręca, końcówka świetna. Naprawdę, ten tekst ze strzelaniną... Padłam ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny i mówię ci, to nie są bzdury!
Ach, jeszcze jedno: nowy u mnie, tak więc zapraszam!
Mike - bardzo mocno mu współczuję i mam wielką nadzieję ,że uda mu się jakoś z Anną.
OdpowiedzUsuńA Chester- uwielbiam go tutaj tak bardzo ♥ Jest idealny .
Tak się o nią troszczy .ah...
czekam na następne :)
Już się bałam, że Mike czuje coś do Mii ( tak to się odmienia?). A z Anną przecież sobie poradzi, duży jest, ułoży im się. I dlaczego Chester się dziwi, że dziewczyna tak spokojnie podchodzi do strzelaniny? Przecież coś takiego dla córki Axla to nic :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńTu była strzelanina, a ty sobie śpisz?! Haha, dobree... jest pięknie słodko, niech coś się spieprzy!!
OdpowiedzUsuńTylko nie bzdury! Coraz bardziej mi się podoba. Chester, strzelanina, no nieźle XD
OdpowiedzUsuńBoże, czemu dopiero teraz zauważyłam nowy rozdział?! No, ładnie, ładnie.
OdpowiedzUsuńBiedny Mike, dziecko w takim momencie to najgorsze co może być... choć z drugiej strony może im to wyjść na dobre :)
Chester i Mia... cud, miód i słodkości. Niech tak już zostanie!
PS. zapraszam na nowy - www.chesterjaireszta.blox.pl