piątek, 15 lutego 2013

Rozdział 11



 Szczerze powiedziawszy, wątpiłam w to, że cokolwiek uda mi się napisać w ten weekend, a tu taka niespodzianka. Przysiadłam o 20 do komputera i w półtorej godzinki udało mi się naskrobać coś, na w miarę dostatecznym poziomie. Aha, i do tych, którzy mogą myśleć, że zagubiłam wątek biologicznego ojca Myi - Axla, niech spodziewają się go we własnej osobie już wkrótce ;)


Chester kazał spakować mi kilka niezbędnych rzeczy na następny dzień i niemalże siłą wyciągnął z domu i wcisnął do auta
- No już, rozluźnij się – powiedziałam cicho, włączając jedną z leżących w samochodowym schowku płyt – Wszystko jest w porządku
- Masz rację – westchnął - Najważniejsze, że jesteś cała. Eh… co ty na to, żeby zrobić grilla? Zaprosimy Phenix’a, Rob’a,  Mr Hahn’a, Brad’a i… - zamyślił się.
- Mike’a. Wydaje mi się, że…
- Nie będzie chciał przyjść – dokończył za mnie
- Nie mniej jednak wypadałoby do niego zadzwonić – stwierdziłam.
- Wiem – Bennington wybrał numer swojego przyjaciela i ustawił rozmowę na głośnomówiący
- Halo? – usłyszeliśmy głos rapera.
- Hej, tu Chester. Przyjdziesz dzisiaj wieczorem na małego grilla?
- Nie za bardzo mam czas i… - zaczął się wykręcać.
- Nie będę naciskał stary, ale wiesz, że zawsze jesteś mile widziany, prawda?
- Dzięki, ale nie – rozłączył się szybko.
- Kurwa – zaklął Chester – Chyba będę musiał porozmawiać z Anną
- Będzie chciała?
- Jest moją przyjaciółką. Sądzę, że tak - Zatelefonował do brunetki, która wyraziła szczere chęci, by zjawić się wieczorem w domu Benningtona.


- Chodź – pociągnął mnie do ogrodu. Przedzierając się przed  gałęzie niskopiennych drzew, dotarliśmy do tak uroczego i pięknego miejsca, że było trudno uwierzyć w jego istnienie. Łuk z kwitnącego bluszczu był wejściem do raju, którego granice wyznaczał wysoki żywopłot z beżowych i morelowych róż. Na miejscu w którym stał stół z sześcioma krzesłami ziemia wysypana była mocno pomarańczowymi kamykami. Na gładkiej trawie wyrastały drobne polne kwiaty. W oddali, obok kilku leżaków, stała masywna drewniana huśtawka. Wszystko idealnie ze sobą współgrało.
- Jak tu pięknie – szepnęłam, nie będąc w stanie wysilić się na coś więcej.
- Cisza i spokój…  Z dala od ulic, paparazzich i tym podobnych. Dzisiejszy grill będzie w zasadzie takim otwarciem tej części ogrodu. Nigdy nie wiedziałem, co mam tu zrobić, a widok zaniedbanego trawnika, zaczął mnie z czasem irytować. Na początku planowałem jakąś większą imprezę. Problem polega na tym, że nie potrafię gotować – przyznał niechętnie.
- To nic takiego – objęłam go w pasie – Robię świetnie sałatki, marynaty do mięs i potrafię upiec jabłecznik  – szepnęłam. Przygrywając płatek jego ucha. Róże wpływały na romantyczną atmosferę tego miejsca.
- Mam rozumieć, że potrafisz zrobić coś z niczego – sunął chłodnymi wargami wzdłuż linii mojej żuchwy, by wreszcie napotkać na usta.
- Nie do końca. Najpierw musimy pojechać na zakupy
- I cały romantyzm szlag trafił – zaśmiał się pod nosem, odsuwając ode mnie – Nie cierpię zakupów. Najlepiej nawet chleb kupowałbym przez Internet – przyznał.
- Bez przesady. Powiedz mi lepiej, gdzie jest najbliższy market, który ma całkiem niezłe zaopatrzenie? – starałam się uśmiechnąć najsłodziej, jak potrafię, by zachęcić go do tego, by pojechał ze mną.


- Nigdy więcej Chazz! – oparłam się o blat kuchenny, na którym stało kilka papierowych toreb – Z tobą po prostu nie można iść do żadnego sklepu – westchnęłam z rezygnacją – Jesteś beznadziejnym przypadkiem – wokalista udał obrażonego i odwrócił się na pięcie, wychodząc z pomieszczenia – I bardzo dobrze. Nie wracaj tu przez najbliższe dwie godziny! – krzyknęłam. Nie lubiłam gotować, gdy ktoś stale patrzył mi na ręce.  W dużej i jasnej kuchni Chestera nie było radia ani telewizora, by móc włączyć jakąś stację muzyczną. Wyciągnęłam z torebki  odtwarzacz mp3, który zawsze nosiłam przy sobie i zabrałam się za robotę. Lubiłam gotować, więc zanim się spostrzegłam słońce  było już po zachodniej części nieba. Pora obiadu. Chester pewnie chętnie by coś zjadł.  Położyłam mu na talerz trochę usmażonych warzyw, duży kawałek pieczeni ze śliwką i zaniosłam całość do sypialni. Na dobrą sprawę nie wiem, dlaczego weszłam właśnie tam. Na szczęście dobrze trafiłam. Chester był tak zajęty pisaniem, że nawet mnie nie zauważył. Siedział na drewnianym krześle, pochylony nad notesem w linie i zapisywał swoim wąskim pismem pojedyncze słowa. Jego tatuaże świetnie kontrastowały z surową bielą pomieszczenia.
- Chester? – przerwałam panującą ciszę. Wzdrygnął się nieznacznie
- Nawet nie wiem, kiedy weszłaś. Długo tak stoisz? – zapytał zdezorientowany.
- Nie – pokręciłam przecząco głową – Przyniosłam ci obiad
- Zwykle nie jadam TAKICH posiłków o tej porze. Wystarczy jakiś hamburger, hot dog...
- Ja tu ci takie arcydzieło zrobiłam, a ty wyjeżdżasz mi z fast foodami?
- Po prostu powiedziałaś, żebym się do ciebie nie zbliżał
- Oj Chester… - postawiłam talerz na blacie i przyklękłam, by moja twarz znalazła się mniej więcej na tej samej wysokości z jego – Nie chodziło mi o to. Po prostu kiedy gotuję lubię być sama. Nie bierz tego do siebie. Taka już po prostu jestem. Nie miałam nic złego na myśli… - oparłam się o jego kolana, by przez przypadek nie przewrócić się do tyłu. Widziałam! Zauważyłam to, jak starał się zachować pozornie obrażoną minę, ale trochę mu to nie wyszło, kiedy kąciki jego ust mimowolnie uniosły się w górę.  
 - I jak ja mam nie kochać mojej kuchareczki – wpił się w moje usta
- Ja ci dam kuchareczkę! – wydusiłam w trakcie nabierania oddechu – Chester... – jęknęłam, kiedy przedłużał pocałunki – Muszę zejść na dół i polukrować ciasto
- Zrobisz to potem – zabrał się za odpinanie mojej koszuli w czerwono – granatową kratę. Zsunął się z krzesła i usiadł ze mną na podłodze. Westchnęłam pokonana i zerwałam z jego ciała czarną koszulkę. Uwielbiałam jego tatuaże. Uwielbiałam jego skórę. Wszystko w nim było idealne. Rozwiązał moje włosy, zanurzając się w nich i całując szyję, obojczyki, klatkę piersiową. Moje ciało przechodziły delikatne dreszcze. Obojgu nam nie chciało się przenieść na łóżko, które stało zaledwie kilka metrów od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Chłopak zabrał się za rozpinanie moich spodni. Zaraz po tym na drugi koniec pokoju pofrunął mój stanik i jego szorty. Doprowadzał mnie do szału samym dotykiem i bijącym od niego ciepłem. Samo zetknięci się naszych ciał powodowało rozpalenie wszystkich zmysłów. Niespodziewanie wszedł we mnie. Pisnęłam głośno. Zatkał moje usta soczystym pocałunkiem. Do samego końca nie oderwał już swoich ust, od moich warg. Jestem przekonana, że w pomieszczeniu byłoby słychać nie tylko moje krzyki. Chester opadł na mnie, a chwilę poźniej oparł się o biurko. Siedziałam w jego silnym uścisku.
- Jestem pewna, że mój lukier już stwardniał i nadaje się tylko do wyrzucenia - sł€sząc moje słowa Chester dostał niesamowitego ataku śmiechu. Gdy tylko wydawało się, że zaczął się usopkajać, nadchodzia kolejna fala głupawki.
- Cholerny zboczeńcu - zdałam mu kuksańca w bok.


Wszyscy już od kilkunastu minut siedzieli w ogrodzie i zajadali się tym, co udało mi się przygotować zanim nie poszłam na gorę do Chestera.
- Kurde Mia, mogłabyś robić nam catering! – stwierdził Joe.
- Miałbyś jeszcze większy tyłek – rzucił kąśliwą uwagę Phoenix.
- Mój tyłek jest idealny – jak gdyby nic odpowiedział Mr Hahn. Nie ma to, jak normalna konwersacja przy jedzeniu.
- Swoją drogą nieźle się tu urządziłeś – odezwał się Rob – Różyczki, ławeczki i te sprawy. Planujesz coś o czym my nie wiemy? – spojrzał podejrzliwie w moją stronę.
- W zasadzie planuję dwie rzeczy. W jedną z nich jesteście MOCNO  wmieszani – podkreślił współudział kumpli.
- No tak, widzisz… - tym razem głos zabrał Brad – To tak jakby przez nas nie masz teraz pracy, prawda? Pomyśleliśmy, że najlepszym wyjściem było by gdybyś pracowała u nas. Nie wiem, jako współautorka tekstów, managerka od spraw nadzwyczajnych… cokolwiek. Przy okazji nie musiałbyś się rozstawać Chesterem – dodał
- Możesz rozwinąć myśl… - chyba nie wiedział, o co mi chodzi – Rozstać się z Chesterem? A kto mówi, że my w ogóle…
- Taa jasne. Takie kity możesz wciskać swoim koleżanką ze starej pracy, ale nie ma. Za tydzień wsiadamy w tour bus’a i wracamy do LA za dwa miesiące. Chyba wolałabyś być w tym czasie z Chesterem, prawda? – ktoś zadzwonił do drzwi. Pytanie Brada zawisło nieruchomo w powietrzu, a Chester poszedł otworzyć drzwi. Chwilę później wrócił z towarzyszącą mu niską brunetką
- Myiu, poznaj Annę, żonę Mike’a 
- Cześć - podeszłam do dziewczyny, która na moje oko była tylko kilka lat starsza ode mnie - Myia - uśmiechnęłam się szczerze. Z tego, co słyszałam, Anna jest wyjątkowo miła osobą. Nie w sposób było nie zauważyć mocno zaokrąglonego brzucha. Czyżby Anna ukrywała ciążę, dłużej niż by się wydawało. Linkini byli zaskoczeni tak samo, jak ja. Uśmiechnęła się do mnie równie słodko i po chwili, gdy ogarnęła swoim spojrzeniem, kto jest na ogrodowej imprezie, weszłą wgłąb ogrodu i usiadła na dużej huśtawce.
- Mia, mogę cie na chwilę? - Chester zaciągnął mnie do domu - Posłuchaj, postaram się ściągnąć tu Mike'a - probowałam wciąć mu sie w zdanie, ale na marne - Wiem, to będzie trudne, ale posłuchaj, on jeszcze... Anna powiedziała mu o ciąży telefonicznie. Nie ma pojęcia o tym, że ona... no wiesz, że ukrywała to przed nim dość długi czas
- Jasne, rozumiem. Może spróbuję z nią porozmawiać? Tak neutralnie - zaproponowałam i gdy tylko Chester na w pół przytomnie przytaknął, wyszłam z powrotem an zewnątrz. 

Dobrze, że żona Mike'a naprawdę jest bardzo kontaktową i fajną osobą. W przeciwnym razie miałabym naprawdę duży problem, by nawiązać z nią jakikolwiek kontakt. Poradziłam się jej nawet w sprawie propozycji pracy, którą otrzymałam od zespołu. Okazało się również, że tak samo, jak ja może rozmawiać o książkach bez końca.
- Dobrze, że Chester spotkał na swojej drodze taką osobę, jak ty - powiedziała Anna, a mnie zamurowało. Skąd wiedziała, że cokolwiek do siebie czujemy - To widać. Między wami jest straszna chemia. Ty idziesz w lewo, a on doskonale wie, w którą stronę ma ustąpić ci miejsca, kiedy złapać za rękę...
Rozmawiałyśmy naprawdę długo. W  między czasie Dave i Joe rozpalili grilla i wciskali każdemu po dwie kiełbaski.
- Myia, masz może coś słodkiego? - zapytała niesmiało Anna, czerwieniąc się nieznacznie - Wiesz, te zachcianki...
- Mogą być lody czekoladowe z polewą?
- Ojejku, czytasz w moich myślach - klasnęła w dłonie uradowana. Wróciłam po chwili z wielkim pucharkiem słodkości dla mojej nowej koleżanki - Cudowne - stwierdziła po kilku łyżkach deseru. Spojrzała na mnie i zamarła. Jej wzrok zatrzymał się na kimś, stojącym kilka metrów za mną.

8 komentarzy:

  1. O jejciu! Cud, miód i maliny! Ten ogród Chestera... przepiękny jest! A calutki rozdział wprost genialny, nieziemski, akcja rozwija się cudownie, ich związek też, piszczę z radości!
    A ten tekst ze sklepem, że "nawet chleb kupowałbym przez Internet" rozbawił mnie do łez.

    Oczywiście poproszę więcej takich cudowności i żałuję, że nie jestem w stanie napisać wszystkiego, co myślę na temat rozdziału, bo by to zajęło trochę za dużo miejsca!
    A asy w rękawie (nawiązując do mojego opowiadania) oczywiście jeszcze mam :) i raczej szybko mi ich nie zabraknie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny. Ale ta akcja z lukrem, to jej nie zrozumiałam. I tak czytam kilka razy ... Dopiero po kilku minutach ogarnęłam jaka jestem głupia xD A co do końcówki - to tym kimś stojącym za Mią jest Mike? Zgadłam?
    Ogólnie chciałabym cię zaprosić na Truuudne Sprawy - lost-in-your-mistakes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgrabnie ci to wyszło. Nie bardzo wiem co napisać bo o tej godzinie mój mózg przestaje kontaktować. Powiem tylko-lubie Annę

    OdpowiedzUsuń
  4. na razie powiem tylko, że boskie. Jutro dodam sensowny komentarz bo głowa mi pęka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Popieram Chestera, nienawidzę zakupów! Mam alergię na centra handlowe :) I taki męski ogródek, różyczki ławeczki, kto by pomyślał? Fajnie by było jakby Mia pojechała z nimi w trasę sęk w tym, że podczas trasy zawsze ktoś się z kimś kłóci. Ale przecież oni są tak idealnie do siebie dopasowani :)
    I chcę Ci powiedzieć, że niezmiernie się cieszę z nadchodzącego pojawienia się zaginionego tatusia. Przeczuwam gromy i trzęsienia ziemi ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, jak fajnie. Jestem ciekawa co z tego wyniknie.
    Wyobrażam sobie ten ogród, musi być rewelacyjny *.*
    A i Chester na zakupach, haha.
    Przechodzę z wątku na wątek, okok
    Czekam na następny, fajnie, że znalazłaś czas na napisanie, bardzo lubię twojego bloga i sposób pisania. Obyś miała czas na napisanie następnego, bo ja nie znoszę czekać :p Życzę weny i całuję :*
    Less

    OdpowiedzUsuń
  7. uhm, nie miałam napisać drugiego dnia a piszę tydzień później. Przepraszam, ale miałam koszmarny czas.

    Mam nadzieję, że między Mike'm a Anną znów 'wybuchnie miłość' czy coś w tym stylu.
    Jak ja zazdroszczę Mii (pewnie źle odmieniłam).

    I zapraszam do mnie, tym razem na coś innego ;)
    www.chesterjaireszta.blox.pl

    OdpowiedzUsuń