sobota, 16 marca 2013

Rozdział 14



- Wierzysz, że mówię to szczerze? – zapytał po chwili.
- Tak Chester, wierzę. Po prostu jestem przerażona tym, że mogłeś się tak zachować. Nie wiem, czego mogę się po tobie spodziewać. Boję się – wyznałam szczerze. Oczy chłopaka przybrały jeszcze mętniejszą i ponurą barwę. Wydawały się być całkowicie czarne – Minionej nocy znów byłeś pijany. Powinieneś podziękować swoim przyjaciołom. Naprawdę dużo dla ciebie robią. Codziennie. Na każdym kroku.
- Zachowuję się, jak dzieciak… - szepnął pod nosem
- A kiedy mogłeś się tak zachowywać? Gdy byłeś małym chłopcem? – otworzył szerzej oczy ze zdziwienia -  Rozmawiałam trochę z Joe’m. Mam do ciebie żal o jedną rzecz. Ty wiesz o mnie wszystko, natomiast ja o tobie najwyraźniej nic. To jest smutne. Chester, którego poznałam wtedy na ulicy był człowiekiem, w którym można było zakochać się od pierwszego wejrzenia. Nie wiem, z kim mam do czynienia teraz.
- Dobrze, że jesteś ze mną szczera – chciałam wtrącić się mu w słowo, ale nie dał sobie wejść na głowę. Kontynuował spokojnym tonem – Nie musisz tego mówić. Nie chcesz być z kimś obcym. Rozumiem. Mam tylko nadzieję, że zostaniesz do końca trasy, jeżeli nie dla mnie, to przynajmniej dla chłopaków – gwałtownie wstał i wyszedł.
- Chester to nie tak… - szepnęłam.

- Myia? Gdzie jesteś?! Myia!!! – do pojazdu wpadł zdyszany Brad.
- Tu! – zawołałam z sypialnej części busa
- Chester nie chce wyjść na scenę. Nie wiem, o co chodzi. Do nikogo się nie odzywa. Siedzi, wpatrując się w jeden punkt. Co mu powiedziałaś? Ostatnim razem zachowywał się tak na początku naszej kariery z zespołem – westchnęłam.
- Wygląda na to, że nie jesteśmy już razem
- Co?! Dlaczego? Rzuciłaś go?! - gitarzysta był zaskoczony i zawiedziony.
- Nie do końca. Chester zrozumiał z tego, co mu powiedziałam, że go rzucam, ale ja wcale nie miałam tego na myśli
- Czyli wystarczy, że wszystko sobie wyjaśnicie?
- Myślę, że tak będzie jednak lepiej…
- Jak lepiej?! O czym ty mówisz? Przecież się kochacie...
- Tak, ale zrozum za każdym razem, kiedy będzie mnie dotykać, będę się wzdrygać. Jak sobie wyobrażasz nasze zbliżenia? Nie będę w stanie mu zaufać, dopóki nie poznam go na nowo.
- Wiesz co… Mam to gdzieś, ale jeżeli ten występ się nie odbędzie Mike będzie chodzić struty przez kilka dni. Chodź – szarpnął mnie za rękę i pociągnął na dwór. W mgnieniu oka byliśmy za kulisami. Shinoda chodził czerwony ze zdenerwowania w poprzek pomieszczenia.
- Co się dzieje? – zapytałam. Wszystkie oczy skupiły się na mojej osobie. Nawet Chester, zerknął na mnie ze smutkiem – Możemy zostać sami? – rzuciłam, siadając na białej, skórzanej sofie naprzeciwko Benningtona. Poczekałam, aż wszyscy opuścili pomieszczenie – Posłuchaj – zaczęłam – Sądzę, że to jest najlepsze wyjście z całej sytuacji. Powinniśmy… Musimy zrobić sobie przerwę – powiedziałam stanowczo.
- Ja tak nie uważam – odpowiedział szybko.
- A masz lepszą propozycję? Sorry, ale sam doprowadziłeś do takiej sytuacji – wypaliłam, przeklinając się po chwili w myśli za to, co powiedziałam.
- Wiem… I nigdy sobie tego nie wybaczę
- Przestań się nad sobą użalać do cholery! – warknęłam – Ogarnij się, jesteś już dużym chłopcem. Nie jedno przeszedłeś  tym bardziej to powinno cię zahartować. Jeżeli chodź trochę zależy ci na mnie to postaraj się, bym poznała prawdziwego Chestera. Chodźby miał być największym gnojem, jakiego miałabym poznać w życiu  - minęło kilka minut, zanim doczekałam się reakcji  z jego strony. Wstał, chwycił w dłoń mikrofon i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Na zewnątrz czekała reszta zespołu. Wszyscy od razu wyszli na scenę. Wysłuchałam występu do samego końca. Miałam wrażenie, że każde słowo skierowane było właśnie do mnie. Nie czułam się z tym dobrze, za to publika odbierała całe show wręcz na odwrót. Zresztą wcale im się nie dziwię. Każda piosenka śpiewana była przez Chestera z ogromnym zaangażowaniem. Mike przyglądał się naszej dwójce zza swoich klawiszy. Kilkakrotnie posyłał w moją stronę nieme pytanie: Czy wszystko w porządku. Za każdym razem odpowiadałam kiwnięciem głową.
- Za 15 minut mamy jeszcze dwa wywiady – zagadał  do Benningtona Mike – Halo, słuchasz mnie? – zawołał.
- Źle się czuję – wybełkotał – Możemy wyjść z tej dusznej sali na świeże powietrze? – poprosił
- Jasne, tylko… Chaz, jesteś  pewien, ze to nic poważnego?
- Nie… Naprawdę już mi lepiej. Możemy zaliczyć te cholerne wywiady i jechać dalej?

Minęło kilka dni. Zacznijmy od tego, że pomiędzy mną, a Chazzem nic się nie zmieniło. Widzę, że przestał pić i to chyba jedyna dobra wiadomość. Zamknął się w sobie. W wolnym czasie ślęczy nad kartką, co chwilę coś na niej zapisując. W dodatku źle się czuje. Mam na myśli to, że coraz częściej zdarza mu się wymiotować. Jak nie przed koncertem, to chwilę po nim. Mike próbował porozmawiać z nim, by poszedł do lekarza, ale jego chyba nic nie jest w stanie przekonać. Pieprzony uparciuch! Miarka przebrała się w sobotni wieczór, gdy trzeba było przerwać koncert z powodu złego samopoczucia Benningtona.
- Chester, co się z tobą dzieje? – zapytałam go, gdy siedział w osamotnieniu na jednym ze wzmacniaczy w opustoszałej sali, która jeszcze kwadrans temu pełna była ludzi.
- Przestańcie się mnie czepiać, co?! Zachciało ci się współczucia?! Dajcie mi święty spokój – wrzasnął i zeskoczył ze sceny, by móc wyjść na zewnątrz klubu.
- Jak myślisz, to już? Mam dzwonić po karetkę, by zabrała go na odział psychiatryczny? – obok mnie stał Mike
- Co?! – oburzyłam się
- Żartuję… - zaśmiał się cicho – Wyluzuj….
- Łatwo ci mówić. Widzę, że się Chester naprawdę się stara, ale nie chce, bym się do niego zbliżyła. Zrobiłam coś nie tak? Mike, powiedz mi, czemu chociaż raz nie może być normalnie… - rozpłakałam się. Chłopak bez większego namysłu mocno mnie przytulił. Po chwili objął dłońmi moją twarz
- Posłuchaj, bez względu na to, czy Chester stara się dla ciebie, czy ma cię gdzieś, musisz być silna i pokazać mu, że tu jesteś. Wsadzaj nos w jego sprawy i przypominaj mu o swojej obecności. On tego potrzebuje i bardzo to docenia. Znam go trochę dłużej niż ty – staliśmy w tej pozycji trochę dłużej, niż powinniśmy. Mike zaczął przybliżać się do mnie coraz mocniej. Gdy jego usta musnęły moje wargi, odsunęłam się stanowczo i  przekręciłam głowę w bok
- Zrobię tak, jak mówiłeś – dodałam i odeszłam. Czemu na to pozwoliłam? Nie powinniśmy… Nieważne. Nic się przecież nie wydarzyło, prawda? – wyszłam przed budynek i usiadłam w lekkim wgłębieniu muru, widząc tylko krótki odcinek ulicy przede mną. Ktoś obok, w następnym rzeźbieniu muru, siedział i cicho śpiewał. Wszędzie poznałabym ten głos. Wiedziałam do kogo należy, ale ta osoba jest teraz ostatnią, którą chciałabym widzieć. Inaczej… Nie chcę, by On widział stan, w którym jestem. Ugh… Muszę wyglądać fatalnie. Nie zastanawiając się wiele, wstałam i ruszyłam w kierunku Busa. Tam wzięłam krótki, zimny prysznic i poszłam spać, chodź doskonale wiedziała, że nie uda mi się zmrużyć oka. Chciałam po prostu pomyśleć. Zapaliłam małą lampkę nad głową, rozciągnęłam zasłonkę, oddzielająca mnie od reszty świata i zaczęłam pisać pierwszy od kilkunastu miesięcy wpis do pamiętnika. To śmieszne, że zwracam się do niego, zawsze, gdy jest źle. Nie ma w nim zabawnych i miłych wspomnień; szczęśliwych chwil. Nigdy nie zwykłam ich opisywać.

Następnego dnia rano, byliśmy już w całkiem innym mieście, w zupełnie innym stanie. Tradycyjnie wstałam, zrobiłam sobie kawę i dosiadłam się do Brada z Robem, którzy zawsze wstawali tak szybko, jak ja. Rob narzekał na kiepskie pałeczki do perkusji, które potrafiły mu siłę łamać co trzy piosenki. Brad z kolei zastanawiał się nad zmodyfikowaniem linii gitary do One Step Closer.
- Kto mi ukradł gacie! – wrzasnął z drugiego pomieszczenia Mr Hahn. Całym towarzystwem, siedzącym na kanapie wstrząsnął stłumiony chichot – Wy! – wyrósł znikąd przed nami – Gdzie podzialiście MOJE gacie!
-  Chyba sobie jaja robisz – prychnął Delson – Twoje gacie? To sobie ich pilnuj! – wrócił do notowania czegoś na kartce.
- A może ty Myia? – przyczepił się do mnie
- Czy ja nie mam ciekawszych rzeczy do roboty, niż pilnowanie twojej bielizny? Nie wiem… Ale zdradzę ci magiczny sposób, jak z dwóch par gaci zrobić kolejne dwie… - Joe chyba naprawdę uwierzył mi, że tak się da, bo minę miał niezwykle zainteresowaną – Bierzesz w rączki proszek do prania, nalewasz wodę do miski, robisz szybkie pranie, suszysz i TA DAM! – klasnęłam w dłonie. Rob nie wytrzymał i głośno parsknął, a  w kącikach jego oczu pojawiły się kropelki łez
- Ale jesteś! – Mr Hahn strzelił focha. Trudno. Przeżyjemy.
Piętnaście minut później usłyszałam dźwięk suszarki… MOJEJ SUSZARKI! – poczłapałam do łazienki i kogo tam zastałam? Joe urządził sobie pranie w naszej umywalce, zatykając ją papierem toaletowym. Swoją bieliznę suszył MOJĄ suszarką do włosów!
- Zabiję cię! – syknęłam i rzuciłam się na niego, chcąc odzyskać mój sprzęt
- Oj, Myiu… Potrzebuję tych gaci. Za chwilę jest próba. Zlituj się nad biednym Mr Hahem i DAJ MI DOKOŃCZYĆ!
- Wiesz co? Rób co chcesz - Machnęłam rękę -  Ale suszarka ma być czysta i SPRAWNA – podkreśliłam, wychodząc z łazienki i trzaskając drzwiami
 ***

Tak trochę do domy wyszło. Opornie mi to szło, ale musiałam przebrnąć przez etap rozterek i obwiniania się Myi.  Teraz powinno być już lepiej.

8 komentarzy:

  1. Świetny *-* Jak zwykle z resztą. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie. Jak skończą się rozterki Chestera. No i żeby Mike czegoś podobnego nie odwalił. Nie chcemy przecież sporu pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi ;) Z niecierpliwością czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam że wkońcu Mike pęknie i pocałuje ją. Z poprzedniego rozdziału można było to wywnioskować... to w jaki sposób do niej mówił, opiekował się nią, przytulał... Mam nadzieje że wszystko się wyprostuje :D Rozdział świetny! jak wszystkie z resztą! Czekam na następny! Pozdrowienia. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahahhahahahhahahaha, jak zwykle beka z Joego XDD rozbraja mnie ten gościu, a w twoim opowiadaniu jest po prostu niemożliwy xD Czy Myia i Joe nie mogą być razem? :DD nie no dobra, wracam do normalności!
    Rozdział świetnie zorganizowany, najpierw smutki, a na koniec Hahn<3 więcej wątków z nim!
    kurde, teraz będę się brechtać cały dzień :P
    dzięki ci za to! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobre, dobre, no dobre i nie mogę! Hahn jest rozbrajający. I biedny Chester. Żeby tylko sobie nic nie zrobił, proszę. Czekam na następny i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Joe... Padłam ze śmiechu, jeśli tak to można ująć, ten człowiek jest po prostu momentami niemożliwy; a Myia traktuje go jak przedszkolaka. Chester... Trochę mi go szkoda, ale mam nadzieję, że się wszystko skończy dobrze.
    I jeszcze jedno, ale to już bardziej osobiście: też mam podobnie jak Myia, że to negatywne doświadczenia są dla mnie bodźcem do pisania.
    Do następnego i dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej, zawsze susze pranie suszarką!
    Ona tam jest pośród bandy pięciolatków, jeszcze brakuje, żeby rozdzielała im cukierki i zabierała na plac zabaw :)
    Ale się pośmiałam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Myia i jeszcze bardziej biedny Chester. no i co odwaliło Mike'owi?!
    Joe, wieczny dzieciak :D mam nadzieję, że się wszystko ułoży, i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowy u mnie! Chyba najdłuższy ze wszystkich, jakie kiedykolwiek napisałam :o Zapraszam! ;D

    OdpowiedzUsuń