poniedziałek, 8 lipca 2013

1:" And When You're Feeling Empty, Keep Me In Your Memory"

   Był to pierwszy lot w jej życiu. Nie przejmowała się aż tak bardzo tym, że samolot może spaść, wpaść w turbulencje ect, dlatego minął jej dość szybko i bezstresowo. Wyczerpała całą baterię w telefonie, słuchając ulubionych kawałków. Kiedy wylądowała w Phoenix tutejszy zegar wskazywał dziewiątą rano. W hali przylotów starała się odnaleźć wzrokiem blond czuprynę, ale nigdzie takowej nie ujrzała. Umówiła się z Chesterem, że będzie na nią czekać. Chyba nie wystawił jej do wiatru na samym starcie? Jakaś dziewczyna szturchnęła ją w ramię
- Melisa?  upewniła się.
- Tak, czy...  zaczęła jednak brunetka nie dała jej dokończyć.
- Chester czeka na ciebie w samochodzie. Tu pewnie zacząłby się ktoś wokół niego kręcić. Jestem Samantha, jego żona - posłała nastolatce ciepły uśmiech. Od samego początku bratowa przypadła jej do gustu. Sprawiała wrażenie bardzo ciepłej i troskliwej osoby. Melisa nie była naiwna, wiedziała, że mogą być to tylko pozory, jednak starała się zaufać każdej nowo poznanej osobie. W końcu zaczynała życie od nowa.
- Cześć - przywitała się z Chesterem, kiedy wrzuciła swoje rzeczy do bagażnika i zajęła swoje miejsce.
- Hej - odwrócił się w jej stronę, szczerze się uśmiechając. Czy tu wszyscy są tacy radośni? Jeśli tak, mam nadzieję, że szybko udzieli mi się ten nastrój, pomyślała - Najpierw pojedziemy jeszcze na krótkie zakupy, dobra? - ktoś pyta się JEJ o zdanie? Przywykła do narzucania. Nie pojedziesz. Nie pójdziesz. Zrobisz. Kupisz. Nigdy, nikt niczego jej nie proponował.
- Dobrze - odpowiedziała  niepewnie. Dla rozluźnienie atmosfery chłopak włączył cicho płytę Depeche Mode - Violator. Zaczęła delikatnie ruszać się w rytm muzyki.
- Lubisz DM?
- To najlepszy zespół na świecie... Głos Gahana... - rozmarzyła się.
- Yesss! - postukał radośnie w kierownicę.
- Czemu się tak cieszysz?
- Nareszcie będę miał z kim dzielić się nowinkami, słuchać płyt i wgl. Samantha nie przepada za nimi    

   Najwyraźniej muzyka zawsze jest najwygodniejszym tematem do rozpoczęcie rozmów. Przełamuje pierwsze lody. Świąteczne dekoracje w tutejszych sklepach wyglądały przynajmniej śmiesznie. Co to za przyjemność oglądać wszędzie choinki przystrojone sztucznym śniegiem, kiedy na dworzu jest 25 stopni (nie przeliczałam już na jednostkę obowiązującą w Ameryce przyp. aut.). W pewnym momencie Chester i Samantha rozdzielili się, a Melisa została przy koszyku rozglądając się na boki i obserwując parę
- A ty niczego nie chcesz? - zwrócił się do niej Chazz - My w taki sposób robimy zakupy. Każdy bierze to, co chce, lub co potrzebuje.
- Nie, ja sobie postoję i poczekam...
- Przestań... Może chcesz coś do ubrania, albo jakieś farby? Słyszałem, że malujesz - na słowo 'farby' jej oczy rozbłysły ogromnym, oślepiającym blaskiem - Czyli trafiłem. Nie ma problemu po drodze do domu jest pewien dobrze zaopatrzony sklep papierniczy, który w swojej ofercie ma mnóstw farb. Mike często kupuje stamtąd płótna i oleje - nie myślała o tym, w takiej kategorii. Jej mózg nie dopuszczał do świadomości, że oprócz Chazza, pozna również całą resztę zespołu. Myśl, chodź tylko na moment, zmroziła jej krew w żyłach.
- Może lepiej nie, pobrudzę jeszcze wam coś w domu... - wykręcała się.
- Ale marudzisz. Jak pobrudzisz, to będzie brudne. W końcu masz zamiar malować w swoim pokoju - zachichotał i zabrał jej wózek, prowadząc go do kasy.
- Poczekaj, chcę jeszcze zajrzeć do słodyczy. Widziałam tam czekoladę z dodatkiem papryki - rzuciłą Sam. Chyba się nie przesłyszała. Czekolada paprykowa? Fuuuj
- To jej ulubiony smak? - zapytała po cichu brata.
- Nie, ale ma teraz różne zachcianki. Zdążyłem się przyzwyczaić - spojrzała na niego pytającym wzrokiem - Sam jest w 5. miesiącu ciąży - wyjaśnił.
- Ooo gratuluję - powiedziała szczerze.
- Czego? - wtrąciła się wybranka Benningtona.
- Waszego dzidzusia - odpowiedziała jej uśmiechem. Szybko pojechali do kasy, a następnie wyszukali na zatłoczonym parkingu swoje auto i zapakowali zakupy, ruszając dalej.
- To tutaj - odpowiedział Chester, przypominając Melisie o zakupach w plastyku. Sklep nie był wcale duży, ale posiadał masę przeróżnego, najbardziej wymyślnego wyposażenia. Dziewczyna chodziła, jak zahipnotyzowana podziwiając wszystko, co leżało w zasięgu jej wzroku: pastele, barwniki, przeróżna farby i pliki papieru o różnych gramaturach.
- Wybieraj, wszystko co ci potrzebne - Schowała więc w koszyku 6 kolorów farb w tubach, małą plastikową paletkę do mieszania kolorów, kilka pędzli (o różnej grubości) i odpowiedni papier, a także 3 dość duże, jak dla niej, płótna. Kasjer znając jej brata zamienił z nim kilka słów.
- Wiesz co, Chester? Mógłbyś zabrać też farby akrylowe Shinody. Po co mają się kurzyć na zapleczu, skoro widujesz się z nim prawie codziennie.
 - Jasne - wokalista otrzymał porządnie napakowaną reklamówkę z dwoma pudłami, po czym mężczyźni pożegnali się krótko - No to teraz już do domu. Urządziliśmy ci z Sam pokój, żebyś nie musiała mieszkać w białych ścianach i spać na materacu. Rzecz jasna, możesz pozmieniać wszystko, jeśli chcesz.
- Mam nadzieję, że nie wykosztowaliście sie za bardzo - cały czas czuła się niezręcznie wiedząc, że para kupowała dla niej różne rzeczy. Choćby te farby...
- Przestać, Melisa. Nie musisz tak się tym przejmować. Są święta. Potraktuj to, jako prezent, ok?  przytaknęła ze szczerym uśmiechem na twarzy. Tym razem jechali w ciszy. Po kilku minutach zatrzymali się przed bramą. Chester otworzył ją i wsiadł do auta
- Mogłabym już wysiąść? - zapytała, zaskakując Chazza - Mam chorobę lokomocyjną i każdy zakręt sprawia, że czuję się, jak rozdeptany kapeć - pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Czemu nie mówiłaś wcześniej? Jechałbym ostrożniej...
- Po prostu wykańczają mnie zakręty i hamowanie, nic więcej. Przejdę się ten kawałek po podjeździe i będzie mi lepiej - wysiadła z auta i odetchnęła świeżym powietrzem.
- Mogłabyś zamknąć bramę? - czuł się głupio każąc robić to swojemu gościowi, ale widział, że sprawiło jej to ogromną przyjemność. Nareszcie cokolwiek robiła i było jej z tym bardzo dobrze. Minutę później, kiedy Melisa dotarła pod drzwi domu, Chester trzymał już wszystkie siakti, uginając się pod ich ciężarem.
- Daj, pomogę ci - wyciągnęła z jego lewej ręki kilka cięższych, z napojami.
- No co ty, przecież to waży chyba z tonę!
- Nic mi się nie stanie. Pokaż mi tylko, gdzie mam je postawić. Zaprowadził swoją siostrę przez korytarz i salon do wszechstronnej, drewnianej kuchni. Ustawiła siatki na blacie obok kilku innych mniejszych, lub większych.
- Ładnie tu - skomentowała.
- To był mój pomysł. Trochę ciepła w tym białym, surowym domu - wyjrzała ze spiżarki - Weź swoje zakupy i chodź z nami, pokażemy ci twoją oazę.
Wspięli się po masywnych, krętych, drewnianych schodach na piętro. W wąskim korytarzu był tylko czerwony dywan i 5 drzwi.
- Pokój muzyczny - uchylił drzwi. Dziewczyna dostrzegła kilka gitar, perkusję i fragment biurka z masą papierów.
- Moja i Sam sypialnia - następne drzwi. Z pomieszczenia bił blask. Zrobił się też lekki przeciąg Najwyraźniej zostawili otwarte drzwi balkonowe.
- Łazienka - jedyne pomieszczenie na wprost od schodów - Ta jest wspólna - wytłumaczył - Wanna z bąbelkami i inne wygody. Natomiast jest jeszcze jedna, mniejsza, na dole. Tam masz tylko prysznic, toaletę i pralkę, ale sprawdza się świetnie kiedy tutaj Samantha robi sobie godzinne makijaże - dostał stójkę od żony
- Teraz mam z kim te makijaże robić - wytknęła w jego stronę język, po czym cmoknęła lekko w usta.
- To twój pokój. Jest równie duży, jak nasza sypialnia. Różni go tylko parę rzeczy - otworzył drzwi do jej świata. Zobaczyła najpiękniejsze pomieszczenie w tym domu. Całość urządzona w bieli, bardzo jasnej maladze i mocnej pomarańczy. Na środku stało oczywiście wielkie łóżko z kilkunastoma poduszkami. Obok miała wyjście na balkon, na którym stał leżak i stolik do kawy.Po lewej stronie łóżka zobaczyła ogromną szafę z białego drewna, a zaraz obok niej obudowane okno a na nim poduszki. Pod ogromnym parapetem była masa przegródek i półek na książki. Nie widziała biurka i to jej się bardzo podobało. Na przeciwko łóżka ktoś namalował śliczną abstrakcję z delikatnie nakreślonym tygrysem i masą motylów. Wszystko w tej samej kolorystyce co pokój. Delikatność i drapieżność. Piękne. Za drzwiami stał jeszcze jeden regał, na którym już widziała swoje nowe farby i pędzle w pięknych białych, wiklinowych koszyczkach.
- O rany - obracała się w zwolnionym tempie - Tu jest pięknie - nawet nie wiedziała kiedy po jej policzkach zaczęły cieknąć łzy - Bajka - zatrzymała się, uśmiechając do brata i jego żony.
- Wiedziałem, że jej się będzie podobać, a ty Sam chciałaś urządzić tutaj cukierkową komnatę księżniczki. To jest moja siostra, ona wie, co dobre - podszedł od wzruszonej dziewczyny i przytulił ją do siebie
- Dziękuję! Dziękuję! - rozpłakała się na dobre - Nawet jeśli miałby być to wyłącznie najszczęśliwszy tydzień w moim życiu to... Dziękuję - podciągała nosem.
- Nikt cię stąd nie wyciągnie, Melisa. Jeśli będziesz chciała zostać, to moja w tym głowa, żeby tak się stało. Jedno jest pewne, przez te 7 dni zrobię wszystko, żebyś zapamiętała je na zawsze - cmoknął ją w czoło, długo wahając się nad tym osobistym gestem. Być może sobie tego nie życzyła? Ale nie, dziewczyna tylko przylgnęła jeszcze bardziej do Chazza.

4 komentarze:

  1. Cudne. Mogłabym zacząć się rozpływać jeszcze bardziej, ale to nie ma sensu. Sama wiesz, jak jest, mi się bardzo, bardzo podoba i tyle. Sama też ostatnio leciałam pierwszy raz w życiu samolotem, więc wróciły do mnie wspomnienia :D
    Wygląda na to, że Sam nie będzie tym razem wredną jędzą,to chyba nawet lepiej :D
    Dużo weny, niecierpliwie czekam na coś nowego.
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeju, taki... pozytywny? Coś w tym stylu xD Czekam na następny i weny życzę xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, to jest genialne :D Jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie umiem opisać tego, jak bardzo podoba mi się to, co napisałaś :3 Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny do pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń