Był to pierwszy lot w jej życiu. Nie przejmowała się aż tak bardzo tym, że samolot może spaść, wpaść w turbulencje ect, dlatego minął jej dość szybko i bezstresowo. Wyczerpała całą baterię w telefonie, słuchając ulubionych kawałków. Kiedy wylądowała w Phoenix tutejszy zegar wskazywał dziewiątą rano. W hali przylotów starała się odnaleźć wzrokiem blond czuprynę, ale nigdzie takowej nie ujrzała. Umówiła się z Chesterem, że będzie na nią czekać. Chyba nie wystawił jej do wiatru na samym starcie? Jakaś dziewczyna szturchnęła ją w ramię
- Melisa? upewniła się.
- Tak, czy... zaczęła jednak brunetka nie dała jej dokończyć.
- Chester czeka na ciebie w samochodzie. Tu pewnie zacząłby się ktoś wokół niego kręcić. Jestem Samantha, jego żona - posłała nastolatce ciepły uśmiech. Od samego początku bratowa przypadła jej do gustu. Sprawiała wrażenie bardzo ciepłej i troskliwej osoby. Melisa nie była naiwna, wiedziała, że mogą być to tylko pozory, jednak starała się zaufać każdej nowo poznanej osobie. W końcu zaczynała życie od nowa.
- Cześć - przywitała się z Chesterem, kiedy wrzuciła swoje rzeczy do bagażnika i zajęła swoje miejsce.
- Hej - odwrócił się w jej stronę, szczerze się uśmiechając. Czy tu wszyscy są tacy radośni? Jeśli tak, mam nadzieję, że szybko udzieli mi się ten nastrój, pomyślała - Najpierw pojedziemy jeszcze na krótkie zakupy, dobra? - ktoś pyta się JEJ o zdanie? Przywykła do narzucania. Nie pojedziesz. Nie pójdziesz. Zrobisz. Kupisz. Nigdy, nikt niczego jej nie proponował.
- Dobrze - odpowiedziała niepewnie. Dla rozluźnienie atmosfery chłopak włączył cicho płytę Depeche Mode - Violator. Zaczęła delikatnie ruszać się w rytm muzyki.
- Lubisz DM?
- To najlepszy zespół na świecie... Głos Gahana... - rozmarzyła się.
- Yesss! - postukał radośnie w kierownicę.
- Czemu się tak cieszysz?
- Nareszcie będę miał z kim dzielić się nowinkami, słuchać płyt i wgl. Samantha nie przepada za nimi
Najwyraźniej muzyka zawsze jest najwygodniejszym tematem do rozpoczęcie rozmów. Przełamuje pierwsze lody. Świąteczne dekoracje w tutejszych sklepach wyglądały przynajmniej śmiesznie. Co to za przyjemność oglądać wszędzie choinki przystrojone sztucznym śniegiem, kiedy na dworzu jest 25 stopni (nie przeliczałam już na jednostkę obowiązującą w Ameryce przyp. aut.). W pewnym momencie Chester i Samantha rozdzielili się, a Melisa została przy koszyku rozglądając się na boki i obserwując parę
- A ty niczego nie chcesz? - zwrócił się do niej Chazz - My w taki sposób robimy zakupy. Każdy bierze to, co chce, lub co potrzebuje.
- Nie, ja sobie postoję i poczekam...
- Przestań... Może chcesz coś do ubrania, albo jakieś farby? Słyszałem, że malujesz - na słowo 'farby' jej oczy rozbłysły ogromnym, oślepiającym blaskiem - Czyli trafiłem. Nie ma problemu po drodze do domu jest pewien dobrze zaopatrzony sklep papierniczy, który w swojej ofercie ma mnóstw farb. Mike często kupuje stamtąd płótna i oleje - nie myślała o tym, w takiej kategorii. Jej mózg nie dopuszczał do świadomości, że oprócz Chazza, pozna również całą resztę zespołu. Myśl, chodź tylko na moment, zmroziła jej krew w żyłach.
- Może lepiej nie, pobrudzę jeszcze wam coś w domu... - wykręcała się.
- Ale marudzisz. Jak pobrudzisz, to będzie brudne. W końcu masz zamiar malować w swoim pokoju - zachichotał i zabrał jej wózek, prowadząc go do kasy.
- Poczekaj, chcę jeszcze zajrzeć do słodyczy. Widziałam tam czekoladę z dodatkiem papryki - rzuciłą Sam. Chyba się nie przesłyszała. Czekolada paprykowa? Fuuuj
- To jej ulubiony smak? - zapytała po cichu brata.
- Nie, ale ma teraz różne zachcianki. Zdążyłem się przyzwyczaić - spojrzała na niego pytającym wzrokiem - Sam jest w 5. miesiącu ciąży - wyjaśnił.
- Ooo gratuluję - powiedziała szczerze.
- Czego? - wtrąciła się wybranka Benningtona.
- Waszego dzidzusia - odpowiedziała jej uśmiechem. Szybko pojechali do kasy, a następnie wyszukali na zatłoczonym parkingu swoje auto i zapakowali zakupy, ruszając dalej.
- To tutaj - odpowiedział Chester, przypominając Melisie o zakupach w plastyku. Sklep nie był wcale duży, ale posiadał masę przeróżnego, najbardziej wymyślnego wyposażenia. Dziewczyna chodziła, jak zahipnotyzowana podziwiając wszystko, co leżało w zasięgu jej wzroku: pastele, barwniki, przeróżna farby i pliki papieru o różnych gramaturach.
- Wybieraj, wszystko co ci potrzebne - Schowała więc w koszyku 6 kolorów farb w tubach, małą plastikową paletkę do mieszania kolorów, kilka pędzli (o różnej grubości) i odpowiedni papier, a także 3 dość duże, jak dla niej, płótna. Kasjer znając jej brata zamienił z nim kilka słów.
- Wiesz co, Chester? Mógłbyś zabrać też farby akrylowe Shinody. Po co mają się kurzyć na zapleczu, skoro widujesz się z nim prawie codziennie.
- Jasne - wokalista otrzymał porządnie napakowaną reklamówkę z dwoma pudłami, po czym mężczyźni pożegnali się krótko - No to teraz już do domu. Urządziliśmy ci z Sam pokój, żebyś nie musiała mieszkać w białych ścianach i spać na materacu. Rzecz jasna, możesz pozmieniać wszystko, jeśli chcesz.
- Mam nadzieję, że nie wykosztowaliście sie za bardzo - cały czas czuła się niezręcznie wiedząc, że para kupowała dla niej różne rzeczy. Choćby te farby...
- Przestać, Melisa. Nie musisz tak się tym przejmować. Są święta. Potraktuj to, jako prezent, ok? przytaknęła ze szczerym uśmiechem na twarzy. Tym razem jechali w ciszy. Po kilku minutach zatrzymali się przed bramą. Chester otworzył ją i wsiadł do auta
- Mogłabym już wysiąść? - zapytała, zaskakując Chazza - Mam chorobę lokomocyjną i każdy zakręt sprawia, że czuję się, jak rozdeptany kapeć - pospieszyła z wyjaśnieniami.
- Czemu nie mówiłaś wcześniej? Jechałbym ostrożniej...
- Po prostu wykańczają mnie zakręty i hamowanie, nic więcej. Przejdę się ten kawałek po podjeździe i będzie mi lepiej - wysiadła z auta i odetchnęła świeżym powietrzem.
- Mogłabyś zamknąć bramę? - czuł się głupio każąc robić to swojemu gościowi, ale widział, że sprawiło jej to ogromną przyjemność. Nareszcie cokolwiek robiła i było jej z tym bardzo dobrze. Minutę później, kiedy Melisa dotarła pod drzwi domu, Chester trzymał już wszystkie siakti, uginając się pod ich ciężarem.
- Daj, pomogę ci - wyciągnęła z jego lewej ręki kilka cięższych, z napojami.
- No co ty, przecież to waży chyba z tonę!
- Nic mi się nie stanie. Pokaż mi tylko, gdzie mam je postawić. Zaprowadził swoją siostrę przez korytarz i salon do wszechstronnej, drewnianej kuchni. Ustawiła siatki na blacie obok kilku innych mniejszych, lub większych.
- Ładnie tu - skomentowała.
- To był mój pomysł. Trochę ciepła w tym białym, surowym domu - wyjrzała ze spiżarki - Weź swoje zakupy i chodź z nami, pokażemy ci twoją oazę.
Wspięli się po masywnych, krętych, drewnianych schodach na piętro. W wąskim korytarzu był tylko czerwony dywan i 5 drzwi.
- Pokój muzyczny - uchylił drzwi. Dziewczyna dostrzegła kilka gitar, perkusję i fragment biurka z masą papierów.
- Moja i Sam sypialnia - następne drzwi. Z pomieszczenia bił blask. Zrobił się też lekki przeciąg Najwyraźniej zostawili otwarte drzwi balkonowe.
- Łazienka - jedyne pomieszczenie na wprost od schodów - Ta jest wspólna - wytłumaczył - Wanna z bąbelkami i inne wygody. Natomiast jest jeszcze jedna, mniejsza, na dole. Tam masz tylko prysznic, toaletę i pralkę, ale sprawdza się świetnie kiedy tutaj Samantha robi sobie godzinne makijaże - dostał stójkę od żony
- Teraz mam z kim te makijaże robić - wytknęła w jego stronę język, po czym cmoknęła lekko w usta.
- To twój pokój. Jest równie duży, jak nasza sypialnia. Różni go tylko parę rzeczy - otworzył drzwi do jej świata. Zobaczyła najpiękniejsze pomieszczenie w tym domu. Całość urządzona w bieli, bardzo jasnej maladze i mocnej pomarańczy. Na środku stało oczywiście wielkie łóżko z kilkunastoma poduszkami. Obok miała wyjście na balkon, na którym stał leżak i stolik do kawy.Po lewej stronie łóżka zobaczyła ogromną szafę z białego drewna, a zaraz obok niej obudowane okno a na nim poduszki. Pod ogromnym parapetem była masa przegródek i półek na książki. Nie widziała biurka i to jej się bardzo podobało. Na przeciwko łóżka ktoś namalował śliczną abstrakcję z delikatnie nakreślonym tygrysem i masą motylów. Wszystko w tej samej kolorystyce co pokój. Delikatność i drapieżność. Piękne. Za drzwiami stał jeszcze jeden regał, na którym już widziała swoje nowe farby i pędzle w pięknych białych, wiklinowych koszyczkach.
- O rany - obracała się w zwolnionym tempie - Tu jest pięknie - nawet nie wiedziała kiedy po jej policzkach zaczęły cieknąć łzy - Bajka - zatrzymała się, uśmiechając do brata i jego żony.
- Wiedziałem, że jej się będzie podobać, a ty Sam chciałaś urządzić tutaj cukierkową komnatę księżniczki. To jest moja siostra, ona wie, co dobre - podszedł od wzruszonej dziewczyny i przytulił ją do siebie
- Dziękuję! Dziękuję! - rozpłakała się na dobre - Nawet jeśli miałby być to wyłącznie najszczęśliwszy tydzień w moim życiu to... Dziękuję - podciągała nosem.
- Nikt cię stąd nie wyciągnie, Melisa. Jeśli będziesz chciała zostać, to moja w tym głowa, żeby tak się stało. Jedno jest pewne, przez te 7 dni zrobię wszystko, żebyś zapamiętała je na zawsze - cmoknął ją w czoło, długo wahając się nad tym osobistym gestem. Być może sobie tego nie życzyła? Ale nie, dziewczyna tylko przylgnęła jeszcze bardziej do Chazza.
Cudne. Mogłabym zacząć się rozpływać jeszcze bardziej, ale to nie ma sensu. Sama wiesz, jak jest, mi się bardzo, bardzo podoba i tyle. Sama też ostatnio leciałam pierwszy raz w życiu samolotem, więc wróciły do mnie wspomnienia :D
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że Sam nie będzie tym razem wredną jędzą,to chyba nawet lepiej :D
Dużo weny, niecierpliwie czekam na coś nowego.
S.
Ojeju, taki... pozytywny? Coś w tym stylu xD Czekam na następny i weny życzę xD
OdpowiedzUsuńBoże, to jest genialne :D Jestem naprawdę pod wrażeniem. Nie umiem opisać tego, jak bardzo podoba mi się to, co napisałaś :3 Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny do pisania ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuń