czwartek, 4 lipca 2013

Prolog: "Without a sense of confidence"

Postanowiłam nie ciągnąć na siłę poprzedniego opowiadania. Jeśli mam pisać, to wyłącznie z przyjemnością. Wymyśliłam coś nowego. Szczerze, nie wiem, czy to wyskok chwili, czy pociągnę to dalej, jednak mam pomysł na fabułę i zakończenie, a to chyba najważniejsze, prawda? So enjoy and comment...

Czerwiec 2001r
  Właśnie przyjęto mnie do szkoły średniej z dodatkowymi przedmiotami ze sztuki i malarstwa. Jestem strasznie podekscytowana. To było moje marzenie od kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że podobna instytucja w ogóle istnieje. Zaczęłam malować w wieku 5 lat. Od tego czasu stało się to moją miłością, pasją, hobby i sposobem na dorabianie. Mieszkam w domu dziecka od urodzenia. Tu nie dostanie się pieniędzy na farby olejne, czy płótna. Masz tani ołówek, blok rysunkowy i gumkę, to powinieneś się z tego cieszyć! Wracając na ziemię... Będę musiała zostawać kilka godzin po lekcjach, by móc uczestniczyć w zajęciach, ale myślę, że będzie warto. Tymczasem mam do przeżycia jeszcze kolejne nudne wakacje.

Listopad 2001r
   Nadeszła mokra, ponura, deszczowa jesień. Ile oddałabym za to, by mieszkać teraz w takiej Arizonie, czy Kalifornii, ale mówi się trudno. Ktoś musi zaludniać tutejsze okolice, prawda? W szkole bardzo mi się podoba. Pomijając kwestie takie, jak wyśmiewanie ze strony moich kolegów z klasy i publiczne wytykanie przez nauczycieli, że znów nie mam odpowiednich materiałów na zajęcia, jest super. Zresztą, czy to pierwszy raz?
Zoe, moja najlepsze przyjaciółka, skończyła tydzień temu 18 lat i wyniosłą się stąd najszybciej, jak to było możliwe. Z tego co wiem, zamieszkuje teraz jakiś squat na południu miasta ze swoim chłopakiem. Mamy ze sobą kiepski, ale zawsze, kontakt. 

Grudzień 2001
   Najgorszy czas w roku dla ludzi w bidulu. Normalne rodziny kupują teraz prezenty, stroją dom tym całym bożonarodzeniowym, chińskim gównem i planują, czym zastawią wigilijny stół. Tu nie ma tak dobrze. Co prawda mamy kolację wigilijną. Nawet choinkę stroimy razem, jednak wciąż brakuje po prostu ciepła. Charakterystycznego dla domowego ogniska, żaru miłości. Mimo, iż nigdy tego nie zaznałam, podświadomie ze tym tęsknię. 
 Tutejsza pani psycholog zaczęła ze mną dziwne spotkania. Nie wiem, o co jej może chodzić. Zachowuję się przecież tak, jak zwykle tymczasem ona, wypytuje mnie o jakiej rodzinie marzę, czy gdyby znalazł się jakiś krewny, chciałabym go poznać ect. Nie podoba mi się to, jednak nie mówię o tym głośno.

   Chester Bennington doskonale znany szerszej publiczności, jako wokalista zespołu Linkin Park, dla bardziej zainteresowanych jego osobą, również ojciec, przyjaciel i mężczyzna zaangażowany bardzo w działalność charytatywną. Skupmy się jednak na tym ostatnim. Czy kiedykolwiek śniłoby mu się, że gdzieś na świecie, być może nawet na tym samym kontynencie, żyje osoba, o której nie ma zielonego pojęcia, a jest bliższa jego sercu, niż ktokolwiek inny? Nie ukrywajmy tego, że nie przepada on za swoją rodziną i przyrodnim rodzeństwem. Gdyby jednak ktoś powiedział mu, że ma siostrę? Bądź, co bądź przyrodnią, ale jednak kogoś bliskiego? Taką właśnie wiadomość otrzymał pewnego grudniowego przedpołudnia. Nie mógł w to uwierzyć. Był przekonany, że poznał i zawiódł się na całej swojej rodzinie. Na początku targały nim sprzeczne emocje. Chciał pozostawić sprawę samej sobie i zapomnieć, że w ogóle ktoś śmiał go o tym poinformować, jednak wkrótce spotkał się z pracownikiem opieki społecznej ponownie.
- Jak ona ma na imię?  - zapytał przełykając tkwiącą w gardle gulę.
- Melisa - odpowiedział mężczyzna - Tak nazwano ją w szpitalu - Benningtonem wstrząsnęły dreszcze na myśl o tym, że ta biedna dziewczyna nigdy nie miała przy sobie kogoś bliskiego.
- Czy mógłbym się z nią spotkać? - tylko tyle i aż tyle wystarczyło by wywrócić do góry nogami życie nastolatki i jej świeżo upieczonego brata.

   Knock, Knock. Do pokoju ciemnej blondynki weszła jej wychowawczyni burząc przy tym panujący wewnątrz spokój. Przy dźwiękach The XX - Angels rozkoszowała się ciszą, patrząc na spadające za oknem,  z szarego nieba, płatki śniegu. 
- Meliso, chciałabym z tobą poważnie porozmawiać - słyszała o konwersacjach prowadzonych z wychowankami ośrodka pół roku przed osiągnięciem przez nich pełnoletności. Tłumaczono im, że z dniem ukończenia 18. roku życia powinni znaleźć sobie inny dom, miejsce, w którym będą mieszkać.
- Słucham - zwinnie zeskoczyła z parapetu siadając na łóżku, obok starszej kobiety.
- Czasami dzieje się tek, że nawet po 20 latach dowiadujemy się, że mamy gdzieś odległą rodzinę, prawda? - zaczęła. Nastolatka przytaknęła kiwnięciem głowy.
- Widzisz... w twoim przypadku tak się właśnie stało - dokończyła.
- Znaleźliście moich rodziców?! - pisnęła z nadzieją w głosie, a do jej oczu napłynęły łzy. 
- Nie do końca. Odnaleźliśmy twojego brata. Przeprowadziliśmy testy DNA i jesteśmy przekonani, że jesteście przyrodnim rodzeństwem - Nie uśmiechało jej się to. Miała zapoznawać się z jakimś obcym chłopakiem? Być może było to nawet dziecko. Obcy, wredny i śliniący się bachor... Po co w ogóle jej o  tym mówili?
- Dobrze, ale czy to jest aż tak istotna informacja? - dopytywała.
- Tak, ponieważ oprócz tego, że dostajesz w prezencie od losu rodzinę, masz także dom nad głową i nie musisz już dłużej tu być. Gwarantuję ci, że twoje życie zmieni się na lepsze - uśmiechnęła się do zagubionej blondynki pocieszająco.
- Kiedy będę mogła go poznać? - zapytała, chcąc rozwiać w końcu wszelkie wątpliwości, których teraz w głowie miała tysiące.
- Właściwie to on już tu jest. Przyjechał, bo bardzo chciał się z tobą spotkać. Zbliżają się święta i pomyślał, że jeśli tylko byś chciała, mogłabyś spędzić je z jego rodziną - wychowawczyni wycofała się z pomieszczenia, pozostawiając lekko uchylone drzwi. Nastolatka widziała na podłodze ciemne cienie dwóch osób szeptających na korytarzu. Po chwili do jej pokoju wszedł chłopak z postawionymi na żel farbowanymi blond włosami. Okulary przeciwsłoneczne zasłaniały większość jego twarzy, a jakby tego było mało, założył również kaptur, dlatego Melisa nie mogła ocenić w pełni jego fryzury. Jedyną rzeczą, która rzucała się w oczy był kolczyk w wardze. Jak nic obsesyjny fan Linkin Park, pomyślała. Nie szalała na punkcie ich muzyki. Zespół był teraz na topie, ale bez przesady. Znała może ze dwa utwory: In The End oraz Papercut i to byłoby na tyle.
- Cześć - odezwał się cicho. Na tyle, że nie potrafiła ocenić również barwy jego głosu.
- Hej - usiadła sztywno z mocno wyprostowanymi plecami. Zawsze obiła tak, kiedy się denerwowała. 
- Mogę? - kolejne ciche słowo. Wskazał na miejsce obok niej.
- Tak - przytaknęła. 
- Właściwie nie wiem, od czego zacząć - to było pierwsze pełne zdanie, które wypowiedział w jej obecności.
- Najlepiej od początku. Co o mnie wiesz? - zapytała podstępnie.
- Wiem, że masz na imię Melisa, masz 17 lat i alergię na sierść kota - odpowiedział po chwili wahania.
- W takim razie chciałabym dowiedzieć się tego samego o tobie. Na razie nie wiem nic - odgarnęła denerwujący ją kosmyk z twarzy - I mógłbyś jeszcze ściągnąć ten kamuflaż. Nie zbyt dobrze się czuję, nie wiedząc, z kim rozmawiam - dodała.
- Mam na imię Chester - wyznał, ściągając kaptur oraz okulary - Mam 25 lat - przerwał na moment, widząc szok w oczach blondynki - I nie mam alergii na koty - widząc zszokowaną minę swojej siostry postanowił dodać od siebie - Wiem, że to może wydawać się pokręcone, sam tak myślałem, ale z czasem oboje się oswoimy z tą sytuacją.
- Oswoimy? - szepnęła - Czy można oswoić się z myślą, że po 17 latach niewiedzy ma się brata? A inaczej, czy można się oswoić z myślą, że jedyna bliska osoba, o której istnieniu dowiedziałam się 5 minut temu jest wokalistą jednego z najpopularniejszych zespołów na świecie?! - stopniowo podnosiła głos - Ja pierdolę! - zaklęła. Robiła to bardzo rzadko, ale ta sytuacja po prosu tego wymagała.
- Melisa, ja też tak jakby nie mam nikogo bliskiego, okej? Również czuję się dziwnie. Może oboje dalibyśmy sobie kredyt zaufania? Poszli na spacer... nie wiem po prostu pogadali? Niczego wielkiego od ciebie nie chcę. Pragnę tylko cię poznać, może się zaprzyjaźnić? Nie myśl o tym w kategoriach wielkiej, szlachetnej rodziny, bo na razie oboje nie jesteśmy na to gotowi. Po prostu spróbujmy...

  Dwa dni przed świętami, Melisa Flower odebrała zabukowane dla niej bilety i poddała się odprawie celnej, by chwilę później zająć miejsce na pokładzie samolotu lecącego do pięknego, upalnego i słonecznego Phoenix.

3 komentarze:

  1. Szkoda, że przestałaś pisać tamto opowiadania, ale masz rację: nie warto pisać na siłę :3
    To opowiadanie też jest interesujące, więc z całą pewnością będę czytać ;) Podoba mi się i niecierpliwie czekam na następny.
    Zapraszam też do siebie na nowy ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze? Świetnie, zaintrygowałaś mnie, no i nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału. Szkoda, że nie piszesz już tamtego opowiadania, fajne było, ale to naprawdę mnie zainteresowało. Zapraszam też do siebie:
    starting-to-fly-gd.blogspot.com - Grey Daze
    dont-you-cry-tonight-gnr.blogspot.com - Guns N Roses
    colors-of-my-hope.blogspot.com - Linkin Park

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się, nic na siłę... ale to jest geniusz!
    Jest naprawdę ciekawe, więc z przyjemnością wrócę do czytania twórczości wychodzącej spod twoich palców ;) nawet tu, w Hiszpanii...
    Niecierpliwie czekam, mam nadzieję, że akcja się rozkręci :)
    Dużo weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń