piątek, 2 sierpnia 2013

4:"Let me take back my life, I'd rather be all alone"

- Sam, słyszałaś o tym, że Chester zabiera mnie w najprawdziwszą trasę? – Melisa w podskokach wpadła do domu, wykrzykując od samego progu radosną wiadomość.
- Taki był plan. Zobaczysz, jak zżyjesz się z nimi wszystkimi przez ten czas. Szóstka facetów i ty w jednym busie, dzielący nawzajem każdą najmniejszą wolną przestrzeń.
- A ty? – zapytała zaskoczona.
- Gdzie tam… nie chce mi się nigdzie ruszać. Byłam na kilku poprzednich w Europie i Australii.
- Chyba będę się czuła nieco skrępowana, jak myślisz? – postanowiła się poradzić „starszej koleżanki”.
- Minie ci. Na początku faktycznie zdarzają się kłopotliwe sytuacje i takie tam, ale przede wszystkim jest dużo śmiechu.
- Jest jeszcze taki problem, że mam chorobę lokomocyjną
- Chazz o tym nie wie?
- Niby coś tam mu mówiłam. Pamiętasz zresztą drogę z lotniska. Mam nadzieję, że nie spędzę całego wyjazdu siedząc w łazience.
- Jasne, że nie. Zobaczysz, że ci się spodoba. Pamiętam, jak Chester ekscytował się pierwszymi wyjazdami, jeszcze wtedy z Xero… Nie mógł spać po nocach.
- Obawiam się, że ja również nie zmrużę oczu – westchnęła – Właśnie! – przypomniało jej się – Zapomniałam zapytać o to, od kiedy i na ile wyjeżdżamy.
- Trasa zaczyna się pojutrze i potrwa niespełna miesiąc. Nie pamiętam dokładnie, kiedy się kończy.
- A szkoła? – była co najmniej zaskoczona.
- Chester rozmawiał z twoją wychowawczynią. Podobno jesteś dobrą uczennicą i znasz materiał z lekkim wyprzedzeniem. Uznał, że nie będzie problemu jeśli zrobisz sobie małe wakacje.
- A potem wracam do Nowego Jorku? – na jej twarzy pojawił się nieukrywany smutek.
- Ta wciąż o tym samym – Samantha dała jej pstryczek w nos – Nikt nigdzie nie będzie ci kazał wracać, jeśli sama nie będziesz tego chciała. Za 5 dni odbędzie się koncert w twoim mieście i wtedy uregulujecie z Chesterem formalności.

   Melisa ledwo zdążyła dokończyć swój kolejny obraz przed wyjazdem. O malowaniu w busie nie było nawet mowy. Oczywiście dziewczyna zabierała ze sobą szkicownik i ołówki, jednak to nie to samo.
- Cześć wszystkim – zawołał Chester, wychodząc z auta. Zostawi je przed firmą, spod której odwiezie je Sam. Zabrał się za wyciąganie z bagażnika mniejszych i większych toreb i plecaków - Weź swoje, a z resztą  dam sobie rade
- Przecież twoich rzeczy jest przynajmniej trzy razy więcej – Może to kwestia tego, że jej ubrań jest tak mało.
- Nie marudź… - popędził ją. Phoenix pokazał dziewczynie gdzie może trzymać mniej potrzebne ciuchy. Zostawiła więc jeden z dwóch plecaków w luku bagażowym. Drugi, razem z torbą, zabrała ze sobą.
- Gdzie chcesz spać? – krzyczał z wnętrza pojazdy Brad.
- Obojętnie – machnęła ręką.
- Żadnego obojętnie. Jak masz wybór to z niego skorzystaj.
- No dobra, to może gdzieś na dole?
- Wolisz miejscówkę obok Mike’a, czy managera tras? – wybór był raczej oczywisty. Shinode przynajmniej  znała. Rozpakowała najpotrzebniejsze rzeczy, jak komórka, czy laptop i z części sypialnej busa przeniosła się do przodu, tam gdzie słychać było śmiech zespołu.
- Siadaj - przesunął się na kanapie Joe.
- Uważaj on tam puścił bąka! – ostrzegł ją w ostatniej chwili Spike.
- Brat, przygarnij mnie na kolana, co? Nie będę przecież stała przez całą drogę
- Nie chcę czuć twoich chrzęści w tyłku wbijających mi się w nogi – oczywiście żartował, ale ona przyjęła to nadrywa poważnie.
- Sugerujesz, że jestem za gruba, anemiczny worku kości? – prychnęła.
- Heeeej, bo jak zaczniecie to nie będzie końca! Chodź do mnie – Shinoda klepnął swoje uda. Nieśmiało na nich usiadła -  Jesteś leciutka, jak piórko. Jak chcesz, możesz siedzieć tak cały dzień – miała bardzo przyjemny zapach, który łaskotał w nos Mike’a. Gdy dała się ponieść rozmowie, mógł pozwolić sobie nawet na to, by przytknąć nos do jej szyi, czy powąchać włosy. W ogóle nie zwracała na to uwagi, co niezmiernie go zresztą cieszyło.
- Joe przestań zasmradzać powietrze tymi bułkami czosnkowymi. Chcesz, żebyśmy się przekręcili z braku powietrza? – Rob ostentacyjnie zatkał noc, pokazując wszystkim, co o tym sądzi.
- A ja tam lubię bułki czosnkowe – odezwała się nieśmiało Melisa. W tym momencie Chester miał minę w stylu: "Zamorduję cię, jak tylko Shinoda wypuści cię ze swoich objęć”. Hola hola z objęć?! Dziewczyna zauważyła silne ramiona Mike’a które już od dłuższego czasu leżały delikatnie i nieruchomo na jej talii.
- Chcesz trochę? – Mr Hahn zakołysał zabawie swoim tyłkiem. Przytaknęła. Teraz nawet Mike skrzywił się w grymasie.
- Dajcie spokój to jest naprawdę dobre – ugryzła kawałek – Mmmmm pycha. Zatkaj nos  - zwróciła się do Shinody, który posłusznie ścisnął go palcami – I otwórz buzię.
- Spike ostrzegam cię, jak przyjaciel przyjaciela, jeśli będziesz potem zdychał w kiblu nie podam ci nawet butelki wody – Chester  chciał, żeby zabrzmiało to poważnie, jednak trochę mu to nie wyszło. Zakrył usta, by powstrzymać chichot. Tymczasem Mike zjadł dwa kęsy  i wcale przy tym nie wykorkował.
- Dobre – pochwalił kulinarny kunszt Joe’go.
- Mówiłam – połknęła resztę.
- Tak bardzo ufasz temu, któremu siedzisz na kolanach, że jesz z nim na współkę? A jeśli ma AIDS i teraz umrzesz razem z nim?
- Coś wydaje mi się, że motyw śmierci w naszej rozmowie pojawia się dzisiaj zdecydowanie za często.  Tak, Chester mam do niego zaufanie, bo nie znam tu nikogo oprócz was i Sam. Pozwól więc, że będę naiwna, jak czteroletnie dziecko i ufała wam tak bezgranicznie, jak tylko to możliwe – zirytowała się. Najpierw tak strasznie zależało mu na tym, by Melisa zżyła się z nim i jego rodziną, a teraz starał się wprowadzać w tę relacje jakieś wątpliwości i niedomówienia?
 - Tego nie miałem na myśli. Chodziło mi raczej o… Może ty tego nie widzisz, ale Mike będzie wiedział, o co chodzi, jeśli powiem mu, że ma się pilnować, prawda przyjacielu? – coś w jego tonie głosu dało jej do myślenia. Czy w tym co mówił starał się być wredny? W odpowiedzi Spike zesadził dziewczynę ze swoich kolan i poszedł do części sypialnej.
- Zadowolony? – odezwał się Rob – Właśnie o to ci chodziło?!
- Nie widzisz, że on dostawia się do Melisy?! Niech poszuka sobie jakiejś równolatki, a nie zarywa do mojej siostry! – Chazz kipiał złością.
- Chcesz mi powiedzieć, że… - zaczęła onieśmielona, a na jej policzki wkradły się rumieńce.
- Tak, najwyraźniej nasz drogi przyjaciel się w tobie zadużył, a Chester jest o swoją siostrzyczkę niesamowicie zazdrosny – zachichotał Phoenix.
- Jeśli szukasz okazji, by robić sobie jaja to wyjdź i sprawdź, czy nie ma cię na końcu busa – odszczeknął Bennington – Wcale nie jestem zazdrosny. Zresztą nie mam o co być – zagalopował się i dopiero, gdy zrozumiał sens swoich słów zatrzymał się na moment – Miałem na myśli to, że taki związek nie miałby racji bytu – zaczął się tłumaczyć.

- Doskonale zrozumiałam, co miałeś na myśli – Melisa wysyczała przez zęby i udała się w tym samym kierunku, co Mike, głośno zasuwając zasłonkę i ubierając słuchawki na uszy, w których już po chwili rozbrzmiewała głośno gitara James’a Hetfield’a.
   
   Po jakiejś godzinie drogi, zaczęło być jej niedobrze i obawiała się, że niestety nie jest to bezpośrednio wina bułki od Mr Hahna. Odezwała się choroba lokomocyjna. Zaklęła cicho pod nosem i sięgnęła butelkę z wodą, upijając kilka łyków. Od razu zaczęło jej się wydawać, że w pomieszczeniu jest za zimno i zbyt duszno jednocześnie. Chciała oprzeć głowę o ściankę, ale gdyby to zrobiła, prawdopodobnie od razu nie zapanowałaby nad swoimi odruchami. Zwlekła się ze swojego "łóżka" i powoli szła w stronę kuchenki. Niespodziewanie zamiast w krawędź pomiędzy kojami, trafiła w zasłonkę, która ugięła się pod jej ciężarem, a dziewczyna wpadła do środka. Trafiła tam na zdezorientowanego Mike'a, który na moment przestał szkicować, parząc na nią ze zdziwieniem.
- Przepraszam - rzuciła zawstydzona. 
- Coś nie tak? Źle się czujesz? Jesteś jakaś taka blada - odłożył notes i ołówek.
- Mam chorobę lokomocyjną. Starałam się właśnie dostać do kuchni, ale jak widać z marnym skutkiem.
- Bierzesz na to jakieś leki?
- Nie pomagają - odpowiedziała siadając na swoim łóżku. Dzieliła ich tylko wąska ścianka, która nie utrudniała rozmowy. Usłyszała szelest i po chwili naprzeciwko niej pojawił się Mike.
- Połóż się - rozkazał. Nie wiedziała o co chodzi, dlatego bez oporów zrobiła o co prosił - To jest specjalny olejek. Przywiozłem go sobie z Azji. Kiedy zdarza się nam podróżować po większych imprezach jest raczej niezbędnym do normalnego funkcjonowania. Pomaga na kaca i objawy choroby lokomocyjnej - tłumaczył cichym, głębokim głosem. Zamoczył palce w przyjemnie pachnącej cieczy i zaczął delikatnie masować skonie dziewczyny oraz skórę za uszami. Tak zmysłowy zabieg spowodował, że szybko zasnęła. Nie poczuła nawet, kiedy Mike ucałował ją w czoło i przykrył leżącym w jej nogach kocem.

3 komentarze:

  1. Wow super rozdział , naprawdę świetnie piszesz, życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. Cały czas dusiłam się ze śmiechu, wiesz? Ja nie wiem no, powtórzę się, Hahn zawsze będzie człowiekiem psychopatą lub z manią natręctw (lub jakąkolwiek inną). Coś tu się kroi między Mike'em i Melisą, ja tu czuję na kilometr parę!
    Chester jest tak zabawnie zaborczy, że sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
    Czekam na kolejny z niecierpliwością! Dużo weny,
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Ale czemu Hahn znów tyle żre XD? W każdym, opowiadaniu trafiam na ten wątek "obżartucha".
    Pozostaje mi tylko przeczytać 5 rozdział i trzymać kciuki, by był równie wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń