sobota, 4 stycznia 2014

6:" ...'Cause I'm Only A Crack In This Castle Of Glass".

   Sixx: A.M. - Help Is On The Way
   My Chemical Romance - Cancer

   Wlekła się. Wcale nie było spieszno jej wracać na miejsce koncertu. Rozejrzała się po obmalowanych artystycznym graffiti ścianach. Część jej mózgu przemyślała pomysł na nowy szkic, inna zastanawiała się nad całą sytuacją, której powodem jest wyłącznie ONA. Gdyby nie pojechała w trasę... gdyby w ogóle nie pojawiła się w życiu Chestera... "Co też wygaduję!" - rzuciła pod nosem. Wiedziała, że brat i jego rodzina błyskawicznie ją zaakceptowali. Była już częścią całej tej zgrai i kochała ich równie mocno, co nie zmienia faktu, że musi podjąć jakąś konkretną decyzję. Albo będzie walczyć z Chesterem, albo z uczuciem do Mike'a. Żadna z tych opcji nie wydawała się być poprawna politycznie. Ona chciała być Szwajcarią - krajem neutralnym. Chcąc, nie chcąc, nogi same zaprowadził ją pod bramę stadionu. Pokazała kilku ochroniarzom swój identyfikator i udała się w stronę busów. Zastała w nim Brada z Dave'm, którzy "Ćwiczyli swoje umysły", jak to inteligentnie nazwał Delson, grając w strzelanki na konsoli. Zabrała z lodówki puszkę Coca Coli i rozłożyłam się na swoim "łóżku", które wolała nazywać trumną. Chwyciła ołówek, szkicownik i zabrała się do doskonale znanej jej czynności.

- Żałuj, że cię z nami nie było! - silne emocje nadal trzymały się Chazza, który nie potrafił usiedzieć w miejscu nawet kilku minut. Pomimo zmęczenia chodził w tą i z powrotem opowiadając o tym, jaki ten występ był udany.
 - Uważaj, bo popadniesz w samouwielbienie - zażartowała.
- Gdybyś stała ze mną przed dziesiątkami tysięcy ludzi czułabyś się podobnie - skomentował jej uwagę - Jutro dołączają do nich inne zespoły: HIM, Placebo, My Chemical Romance...*- Strach pomyśleć, ile osób przyjdzie, by zobaczyć otwarcie Project Revolution 2003*.
- Będzie głośno - Mike po raz kolejny przetarł czoło z potu. Wszyscy z wyjątkiem Shinody siedzieli w busie bez koszulek. Łatwo sobie wyobrazić jakie panowały tam samcze bukiety zapachowe.
- Mógłby któryś z panów uchylić okno? A najlepiej wszystkie - dała im dobitnie do zrozumienia, że cuchną.
- Mogłaś dobrze przemyśleć naszą wspólną trasę Meliso - Joe celowo uniósł ręce w górę
- Człowieku... - odwróciła głowę w drugą stronę.
- Teraz lepsza wiadomość - odezwał się Mike - Nie weźmiemy prysznica wcześniej, niż rano w hotelu. Możecie wydać okrzyk radości - rzucił sarkastycznie.
- Wy tak macie zawsze? - nawiązała z nim dialog. Nie potrafiła poradzić nic na to, że o wiele łatwiej rozmawiało jej się ze Shinodą. Była przekonana, że to coś więcej, niż zwykła nić porozumienia, czy przyjaźń. Wątpliwości rozwiało jej pewne spotkanie dwa dni później, ale o tym za chwilę. Najpierw warto byłoby wspomnieć o wizycie rodzeństwa Bennington w nowojorskim urzędzie. Chester został wtedy jej opiekunem prawnym do ukończenia przez dziewczynę osiemnastu lat. Stamtąd udali się na drugi koniec miasta.

   Kolejny teren festiwalu, kolejne wejściówki. Można się w tym wszystkim pogubić.Gdyby nie pewien przystojny brunet, który pomógł Melisie przedrzeć się przez kolejną bramkę z ochroniarzami. Nie był to Shinoda, ani żaden z członków ekipy Linkin Park.
- My się znamy? - zachichotała, po tym, jak w spektakularny sposób oszukali tamtejszych "goryli".
- Przecież od niespełna dwóch minut jesteśmy  parą - puścił moją dłoń, by po chwili chwycić ją po raz kolejny - Mikey Way
- Melisa Bennington - odwzajemniła gest.
- Krewna Chestera z Linkin Park? Żona? - zdziwił się.
- Nie żona - zachichotała - Siostra. A ty, co tutaj robisz? - głupio było jej przyznać się do tego, że przepada,za MCR i ma nawet ich płytę, na którą zbierała bardzo długo pieniądze.
- Jestem basistą w jednym z grających tutaj zespołów. Masz jakieś plany na after party? - zapytał prosto z mostu.
- A takowe jest w ogóle organizowane? - zaskoczył ją. Żaden z Linkinów wcześniej o nim nie wspomniał - Nie mam, ale mogę mieć - odpowiedziała z czystą premedytacją.

   Imponował jej. Byli w podobnym wieku - on muzyk i rodzeństwo sławnego brata. Mieli ze sobą dużo wspólnego. Chciała poznać go bliżej, dlatego w momencie, kiedy członkowie Linkin Park ( z jej bratem na czele) zmyli się pod byle pretekstem na organizowaną imprezę, ona wskoczyła w najlepsze ubrania jakie miała przy sobie i pobiegła w ślad za nimi. Przekroczyła próg ogromnego namiotu na tyłach sceny, ubrana w skórzane spodnie, czarne traperki i koszulkę z logo Nirvany, którą zresztą podebrała Chesterowi. Liczyła się z tym, że może spotkać któregoś z Linkinów, ale szczerze wątpiła w to by ją rozpoznali. Na codzień nie nosiła mocnego makijażu i takich ubrań.
- Przyszłaś - Mikey zmierzył ją od stóp do głów - Ślicznie wyglądasz - skomplementował.
- Dziękuję - odpowiedziała onieśmielona.
- Chłopaki - wcisnął ją do środka okręgu, w którym stali - To Melisa. Jest tutaj incognito, jak mniemam, więc milczymy i nie wspominamy nikomu tu obecnemu o tej prześlicznej brunetce - czuła, że się zarumieniła.
- A komu nie powinniśmy wspominać o tobie najbardziej? - dopytywał Gerard.
- Chester'owi Bennington'owi... i zresztą całemu Linkin Park - odpowiedziała po chwili namysłu.
- Aaa... za wysokie progi, jak dla nas..
- No co wy! My Chemical Romance są wspaniali i reprezentują nasz lokalny kunszt muzyki alternatywnej, nieprawdaż? - rzuciła śmielej.
- Znasz nas? - zapytał zdziwiony młodszy Way.
- Jesteś stąd? - w tym samym momencie odezwał się Gerard.
- Od samego początku wiedziałam, z kim grasz - odpowiedziała Mikey'owi - I tak, jestem z Nowego Jorku. Życie pokierowało mnie jednak całkiem niedawno na zachodnie wybrzeże.
- Ale jak, skoro Chester jest z Phoenix... ? - odezwał się Ray Toro - gitarzysta.
- Długa historia...
- To może wezmę kilka piw i pójdziemy się przejść z dala od twojego brata? - próbował zapobiec zgęstnieniu atmosfery.
- Jasne - uśmiechnęła się nie po raz pierwszy.
   Mikey znalazł dla nich idealną kryjówkę. Zaszyli się na tyłach tour bus'a My Chemical Romance. Siedzieli oparci o tylną oponę i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nawet temat adopcji i domu dziecka został odsunięty na bok. Gadali o trasach, znienawidzonej szkole średniej, planach na przyszłość i tym, co boli ludzi w ich wieku. Towarzyszyły im dźwięki otwieranego piwa i dobiegająca, z oddalonego o kilkaset metrów namiotu, muzyka.
- Chodź - podał jej dłoń. Wstała z chłodnej ziemi i chwiejąc się lekko wpadła w jego ramiona. Akurat odtworzono "Cancer".  Mikey objął ją w pasie i zaczął lekko kołysać. Ułożyła swoje dłonie, krzyżując je na jego szyi, tylko dla wygody... Wtuliła senną twarz w jego ramię. Poczuła delikatne pocałunki chłodnych ust na swojej szyi:
- Mikey... - jęknęła cicho. W jednej chwili zapomniała o pocałunku z Shinodą i kilkudniowych rozmyślań na ten temat. Całą swoją siłę włożyła w to, by skupić się na tej konkretnej chwili. Musnęła grzbietem dłoni gładki policzek chłopaka i odwzajemniła pocałunek. Gest, chodź z początku bardzo niewinny, zmienił się w pełen pasji i namiętności. Mikey przysunął Melisę do pobliskiej ściany i zjechał dłońmi na wysokość jej bioder, by po chwili wcisnąć dłoń pod koszulkę dziewczyny i móc muskać zwinnymi palcami aksamitną skórę jej płaskiego brzucha Z amoku wyrwało ich czyjeś wyraźne chrząknięcie. Dziewczyna zamarła  przyciśnięta ustami do szyi chłopaka, on natomiast podniósł wzrok, by zobaczyć, kto zdołał ich tu nakryć.

   Phoenix nie wiedział, co ma myśleć o całej tej sytuacji. Najpierw na własne oczy widział skryty pocałunek Melisy z Mike'm w ich busie, a teraz obserwuje taką scenę z udziałem dziewczyny i bratem Way'a? Rzucił puszką piwa, którą trzymał w dłoni i gwałtownie oderwał Mikey'a od Melisy. Nie zdążyła nawet poprawić koszulki, kiedy Dave pociągnął ją silnie za sobą, omal nie wyrywając ramienia dziewczyny ze stawu.
- Co ty robisz?! - syknęła z bólu.
- Powinienem raczej zapytać CO TY ROBISZ?! Odbiło ci? A może nie potrafisz zdecydować się pomiędzy jednym Mike'a a drugim? Posłuchaj - warknął nie przerywając szybkiego kroku - Skończysz tę zabawę i albo zapomnimy o sprawie, a ty nigdy więcej nie spotkasz się z młodym Way'em, albo pierwszą rzeczą, o której powiem jutro Spike'owi będzie dzisiejszy widok obściskującej się pary przy busie MCR. Chcesz tego?! Chcesz rozwalić nam trasę, głupia małolato?!
- Nie - odpowiedziała krótko.
- Doskonale, że się zrozumieliśmy - niemalże wrzucił ją do busa, jak gdyby dziewczyna była workiem ziemniaków. Potknęła się i wpadła na przeciwległe szafki - Skoro nie mówiliśmy ci o tej imprezie to najwyraźniej mieliśmy powód. Idź się połóż, jeśli chcesz oszczędzić sobie wywodu Chestera - bez pytania zgasił światło i zostawił ją samą.
__
4 miesiące przerwy, setki myśli o tym, czy porzucić tego bloga, czy może zacząć coś nowego... Jestem i może nie zamierzam publikować rozdziałów regularnie, co tydzień, ale nie chcę porzucić tej historii. Nigdy nie zostawiam niedokończonych spraw. I nie, nie planuję (na razie) tworzyć z tego opowiadania kolaboracji LP - MCR, chodź ci drudzy będą teraz stałymi gośćmi w kilku najbliższych rozdziałach. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze o mnie pamięta ;)

* Niektóre fakty z udziałem My Chemical Romance będą niechronologiczne [np. Ich udział w Project Revolution 2003, albo taniec naszej nowej ( ... no właśnie... pary? Eee nie wysnuwajmy pochopnych wniosków) przy utworze Cancer wydanym trzy lata później].

2 komentarze:

  1. ZAJEBISTE, NIC DODAĆ NIC UJĄĆ XD PISZ DALEJ :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno jak dobrze, że znów zaczęłaś pisać. Już myślałam, że znowu porzuciłaś bloga! Zajebisty rozdział, świetnie piszesz! :) Czekam na następny
    Może promuj swój blog na jakimś fanpage'u o LP. Jeśli któryś poprosisz to na pewno go udostępnią :)

    OdpowiedzUsuń